Jacek Świąder w Gazecie Wyborczej
Jak Czesław Niemen zabił poezję Norwida, czyli 16 minut myślenia o przyszłości

Mało jest w historii polskiego rocka takich arcydzieł jak "Bema pamięci żałobny rapsod" w wykonaniu Czesława Niemena. I niewielu słucha się z taką ekscytacją po 50 latach od ich powstania.

"BEMA PAMIĘCI ŻAŁOBNY RAPSOD”, CZESŁAW NIEMEN, 1970

Pół wieku temu Czesław Niemen odebrał złotą płytę za album „Enigmatic”. Największy gwiazdor muzyki bigbitowej, czyli krajowego odpowiednika rock and rolla, poszedł na niej w kierunku rocka progresywnego. Im bardziej Niemen oddalał się od brzmienia Niebiesko-Czarnych, z którymi rozpoczął karierę, tym mniej zrozumienia mieli dawni fani dla jego kolejnych pomysłów – ale ta płyta cieszyła się ogromną popularnością.

Potężne brzmienie „Enigmatic” szacunek budzi do dzisiaj. Współtworzyli je znakomici jazzmani: perkusista Czesław Bartkowski oraz saksofoniści Zbigniew Namysłowski i Michał Urbaniak. Zagrali też muzycy Akwareli, poprzedniego zespołu Niemena – saksofonista Zbigniew Sztyc i gitarzysta Tomasz Jaśkiewicz – a także basista Janusz Zieliński. Nazwa grupy: Niemen Enigmatic (kto jeszcze ma skojarzenia z „Astigmatic” Komedy?).

Na płycie zmieściły się ledwie cztery kompozycje. Całą stronę A zajął „Bema pamięci żałobny rapsod” do słów Norwida, na stronie B znalazło się „Jednego serca” (Asnyk) i „Mów do mnie jeszcze” (Przerwa-Tetmajer). Zestaw uzupełniały „Kwiaty ojczyste” Tadeusza Kubiaka, akowca, który po wojnie oprócz wierszy pisał pieśni masowe, a w 1951 r. opublikował tom „Serce partii”.

Rzeka dzieciństwa

W niedawnych wykonaniach Natalii Przybysz czy Krzysztofa Zalewskiego słowa „Kwiatów ojczystych” brzmią niewinnie, ale w 1970 r. było inaczej. Kubiak zaczyna wprawdzie od „kwiatów nad Wisłą mazowieckich”, ale szybko zwraca się w stronę „kwiatów znad Odry”, „w parkach Szczecina i Opola/ w małych ogródkach pod Wrocławiem”. W PRL-u były regiony ojczyste i bardziej ojczyste, a należące do Polski od ledwie pokolenia Ziemie Odzyskane wymagały „osadzenia” w polskiej kulturze.

To paradoks, że śpiewał o nich Czesław Wydrzycki, urodzony w Starych Wasiliszkach pod Nowogródkiem, gdzie do dziś mieszkają Polacy. W 1939 r. te tereny włączono do ZSRR, dziś to Białoruś. Niemen z rodziną został „repatriowany” dopiero w 1958 r., jako 19-latek. W jego dawnym domu w Wasiliszkach działa Muzeum Niemena, z pamiątkami, które Wydrzyccy przed wyjazdem zostawili u sąsiadów.

W nowej Polsce poznał najbardziej ojczyste z kwiatów – mieszkał w Świebodzinie, na Pomorzu Zachodnim, a na początku w obozie dla przesiedlonych. Kilka lat później, podczas studiów muzycznych w Sopocie, na cztery lata dołączył do Niebiesko-Czarnych, gdzie jego talent i charyzma zrobiły z niego gwiazdora. Był gotów na karierę solową.

Wracał w niej do piosenek z czasów bigbitowych. Szczególnie ważny wydaje się nostalgiczny utwór „Czas jak rzeka”, niejako zapowiedź „Snu o Warszawie” (1966). Ten pierwszy, autorstwa Niemena, przepełnia tęsknota za rzeką dzieciństwa. W drugim, do tekstu Marka Gaszyńskiego, też mowa o rzece i słońcu, ale tęsknotę bohatera („zostawiłem tam kolorowe dni”) można uleczyć. Pomaga w tym opowieść i wspólna podróż nad Wisłę, choćby tylko w wyobraźni.

Czesław Niemen gubi heksametr

Do żadnej z tych piosenek nie pasuje „Bema pamięci żałobny rapsod”, utwór pomnikowy, do tekstu Cypriana Kamila Norwida. Obaj byli wygnańcami bez możliwości powrotu do rodzinnego domu. Norwid zmarł w zapomnieniu, a Niemen zdobył gigantyczną popularność, ale jako kolorowa, kapryśna gwiazda drażnił konserwatywnych krytyków. Jego interpretacja patetycznego wiersza na cześć generała wzbudziła wielki opór strażników rodzimej poezji.

Pisarka Mieczysława Buczkówna, żona poety Mieczysława Jastruna, o wykonaniu Niemena pisała: „Taki śpiew zabija poezję skutecznie, unicestwia ją”. Skarżyła się, że nie słyszy heksametru. Lucjan Kydryński zawyrokował, że Niemen nie kocha polskiej poezji, a nagrywając pieśń do słów Norwida, po prostu idzie za modą. Specyficzne były mody tamtego czasu: zamiast trzyminutowych przebojów o patrzeniu sobie w oczy 17-minutowa interpretacja poematu sprzed ponad stulecia.

„Bema pamięci żałobny rapsod” z piętnem Niemena

Słowa to kanon naszej kultury. Uroczyste i natchnione, pogrzeb wodza XIX-wiecznej rewolucji pokazują jak pochówek średniowiecznego rycerza. Później jednak orszak rusza w przyszłość. „Dalej, dalej”, powtarza Norwid, by natchnąć współczesnych nie tylko dumą z przeszłości, ale także troską o przyszłość. Dziś, w rocznicę zakończenia wojny, to bardzo aktualne. „Dziwny jest ten świat” niósł przesłanie pokoju. Zagrzewający do przebudzenia, starcia „pleśni z oczu” „Bema pamięci...” wcale się z tym nie kłóci.

Niemen jako wokalista i organista wypalił na utworze własne piętno. Z bicia dzwonów i gregoriańskiego śpiewu wyłania się dźwięk organów, które wymienia się prowadzeniem z chórem (trzeba to zobaczyć w 12-minutowym nagraniu telewizyjnym, gdzie Niemen występuje wśród setek świec), a wreszcie bębny i gitary. Jakby ta pierwsza część to było za mało, jakby „dawność” brzmienia chóru i organów musiała roztopić się w rocku.

Jestem przekonany, że gdyby nie interpretacja Niemena, mający już 170 lat „Bema pamięci żałobny rapsod” nie miałby tak wysokiego statusu w dorobku Norwida. Ćwierć wieku po Niemenie bardzo dobrą gitarową wersję dorzucił zespół Homo Twist.

A Niemen śpiewał go szczerze – i w latach 70. poszedł „dalej, dalej”, w stronę jazz rocka, muzyki filmowej, awangardy i syntezatorów.


link