cocomoCzy ktoś może czytał tę książkę i jest w stanie napisać o niej kilka zdań ?
Właśnie dzisiaj ją otrzymałem za pośrednictwem poczty kurierskiej.
Książeczka
"Bernolak boogie" jest całkiem przyjemna do czytania (zwłaszcza w podróży czy na majówce), styl prosty, język lakoniczny, często może nawet nazbyt.
Jednak szereg spraw istotnych postrzeganych jest przez autora chyba - mimo wszystko - zbyt powierzchownie, bez głębszego wnikania w konteksty kulturotwórcze, z jakim wszak
Wiesław Bernolak miał do czynienia.
Ale może takie było założenie - bezpretensjonalna, snuta bez patosu opowieść muzyka, któremu dane było współtworzyć historię rodzimego rock'n'rolla. Bez silenia się na wnikliwe analizy, konteksty, wnioski etc.
Subiektywne, proste i pozbawione pompy spojrzenie na wiele spraw, którym nadano już charakter legend. Ubarwionych i przekłamanych.
Tutaj kilka legend zostało zweryfikowanych (np. powstanie Polan) i ukazanych w zupełnie inny sposób, niż powszechnie głoszone "prawdy".
To walor tego opowiadania.
Do kolejnego zaliczam serię fantastycznych zdjęć z archiwum autora i przyjaciół (w tym wokalistki Luxemburg Combo - dziś podobnie jak autor, mieszkającej w Szwecji - Anny Cewe).
No i znalazło się kilka miłych zdań, wypowiedzianych pod adresem
Czesława Niemena.
Z pierwszego spotkania w murach szkoły muzycznej (Wiesław Bernolak - jak się okazuje - także uczył się w klasie fagotu!!!)
Oraz krótka opinia Bernolaka o Czesławie:
Wiesław Bernolak nie ma pretensji do tworzenia wielkiej literatury faktu - napisał kilkadziesiąt stron osobistych wspomnień i... tyle.
Pamiętajmy, że jest przede wszystkim muzykiem (nadal koncertującym!) i w tym języku najpełniej się wypowieda(ł).
Ja mu ze swej strony za tę książkę dziękuję, bo to wszak ważna część jego życia, którą ukazał w sposób dla niego najlepszy - tak jak chciał i potrafił.
W sumie muszę stwierdzić, że każdy sznujący się poszukiwacz informacji o prapoczątkach polskiego rocka, powinien tę pozycje mieć bezwzględnie na swej półce.
Mała rzecz, a cieszy!
(*)