Strony nieoficjalnej wizyty Krzysztofa Medyny i Timothy'ego Imlaya nie będę opisywał, bo to moja prywatna sprawa i moja radość.
Natomiast dodać muszę, że z mojego zaproszenia spotkania z muzykami i wysłuchania koncertu skorzystali forumowicze Dominik i Kazimierz, dzięki któremu istnieje możliwość odsłuchania tego koncertu. Nie zabrakło innych fanów jazzu z Piły i Poznania.
Przybyli też zaproszeni przez Krzysztofa jego przyjaciele ze Szczecina, Słupska i Wałcza.
Koncert - podzielony na dwie części - ściągnął na salę około 170-180 osób i było to miłe zaskoczenie nie tylko dla mnie, ale chyba także dla wykonawców, albowiem tradycje słuchania tego gatunku muzycznego są w Trzciance niewielkie i różnie mogło być.
Tym większy powód do refleksji, że takich imprez nie należy zaniedbywać, albowiem zainteresowanie jest, i to... całkiem spore.
To wydaje się być dobra inicjacja propagowania muzyki jazzowej...
Już myślę o następnej imprezie tego typu, ale na razie jej nie zdradzę, aby nie zapeszyć.
Powróćmy do samego koncertu.
W pierwszej części - spora grupa odwiedzających forum N.AE. już się z tym materiałem zapoznała - obejmowała wykonanie kilku standardów w aranżacji Krzysztofa Medyny i Maćka Radziejewskiego, któremu Krzysztof poświęcił sporo uwagi i nie szczędził wielu ciepłych słów.
Nie obyło się bez akcentów Niemenowskich. Były wspomnienia z pamiętnego koncertu w Town Hall Theater (
Broadway), na 30. lecie pracy artystycznej Niemena z maja 1993 roku.
Była przede wszystkim muzyka.
Koncert rozpoczęła kompozycja Maćka Radziejewskiego
"Cry, Rado, Cry", następnie usłyszeliśmy
"Kind Of Blues" Maćka i Krzysztofa, by po chwili zabrzmiały znane dźwięki
"Pod Papugami" i
"Szeptem" oraz krótkie wspomnienia o kompozytorach - Mateuszu Święcickim i Jerzym Abratowskim.
Dwie ostatnie propozycje to "
Something Personal" - Maćka Radziejewskiego i kończąca tę część (zakończona pytaniami widzów i odpowiedziami Krzysztofa)
"Płonąca stodoła".
Krzysztof Medyna w Trzciance - 25.10.2009
Druga część była diametralnie różna w nastroju i stylu muzycznym.
Doszło do rzadkiego spotkania dwóch światów - jazzu i klasyki.
A do tego ten niekonwencjonalny zestaw instrumentów - wiolonczela i saksofon tenorowy. Nie był to jazz
sensu stricto, ale spotkanie dwóch przyjacół improwizujących w programie o konwencji opartej o wolną improwizację. Dwa ponad 20. minutowe utwory i po standing ovation krótka koda na bis.
Piękne zakończenie wieczoru, które zapewne na długo pozostanie w pamięci tych, którzy zdecydowali się skorzystać z zaproszenia.
Krzysztof Medyna i Timothy Imlay w Trzciance - 25.10.2009
Takie sytuacje, na ogół, już się nie powtarzają, a zatem niech żałują ci, którzy nie skorzystali (a było jeszcze kilka wolnych miejsc), chociaż może to rozbudzi ich zainteresowanie w przyszłości.
Na to liczę, bo wierzę (wziąwszy pod uwagę olbrzymie zainteresowanie), że tak ciekawa i intrygująca muzyka jaką niewątpliwie jest jazz ma pełne prawo na trwałe wpisać się w kalendarz imprez kulturalnych Trzcianki.
(**)