18.09.2020 do sklepów sieci eMPiK trafiła reedycja podwójnego LP "Idée fixe", uzupełniona o singiel z fragmentami muzyki do sztuki "Sen srebrny Salomei" i "Pieśnią Wernyhory":
W pierwszych dniach od zapowiedzi cena na stronie empik.com wynosiła 160,99zł jednak kilka dni przed premierą wzrosła do 189,99zł. Inne podwójne longplaye Niemena wydawane w ostatnich latach ("czerwony album" i "Marionetki") kosztowały koło 120,00zł - czyżby na wyższą cenę tego albumu wpływ miał dodatkowy singiel? ...a może fakt, że tworzywo, na którym wytłoczono duże płyty, było barwione?
Opis, jakim wydawca reklamował wydawnictwo na stronie eMPiKu, brzmiał obiecująco:
Słowa o wiernym odwzorowaniu reedycji względem oryginału zaostrzyły mój apetyt. Pozornie skromna szata graficzna wydawnictwa skrywała w sobie bowiem kilka smaczków i detali, które czyniły je wyjątkowym - począwszy od pozłacanego napisu na froncie (skany ani zdjęcia okładki nie są w stanie tego oddać!), przez obraz autorstwa Niemena zdobiący wnętrze rozkładanej okładki, na wkładce z tekstami w języku polskim i angielskim skończywszy. Mam w swoich zbiorach trzy oryginalne egzemplarze "Idée fixe", które różnią się nie tylko stanem zachowania, ale także jakością poligrafii - każdy posiada jakieś mniej lub bardziej irytujące wady dotyczące kolorystyki lub jakości wydruku. Dzieła dopełniłby współczesny remastering, gdyż oryginałowi brakowało nieco głębi, a wersji autorskiej z 2003 roku - choć niewątpliwie była krokiem we właściwym kierunku i to jej najczęściej słucham - spójności i konsekwencji. Z wymienionych powodów możliwość zakupienia współczesnej repliki tego albumu była dla mnie atrakcyjna, a jej kolekcjonerska forma uzasadniała nieco wyższą, niż przyzwyczaił nas do tego w ostatnich latach Warner, cenę.
Wystarczy rzut oka, aby stwierdzić, że zmienił się rozmiar i układ prostokątnej ramki z napisem zdobiącej front okładki - została ona wycentrowana, powiększona (rozmiar oryginalny: 85x76mm; nowy: 89x78mm) i zwiększono odstępy pomiędzy znakami. Grafika jest dwukolorowa, lecz w przeciwieństwie do oryginału, kontury napisu i jego obramowanie straciły swój złoty połysk (wpadają w brąz). Logo Polskich Nagrań znajdujące się u góry odpowiada kształtem temu z połowy lat '70, jednak na rewersie obwoluty znalazło się logo wykorzystywane współcześnie, nawiązujące stylistyką do drugiej połowy lat '60 - wydawać by się mogło, że to jedynie drobiazgi, ale jak ma się to wszystko do obietnicy o wiernym odwzorowaniu albumu...?
Mam również pewne zastrzeżenia do jakości wydruku - podobnie, jak w przypadku poprzednich LP wznowionych przez Warner, miejscami pojawiają się graficzne artefakty w postaci siatki, widoczne szczególnie na żółtych obszarach obrazu znajdującego się na wewnętrznej stronie obwoluty. Aby nie rzucać słów na wiatr, proponuję spojrzeć na najbardziej problematyczny fragment z dystansu (naprzemiennie zamieszczam wersję z 2020 i oryginał):
i w detalu:
- cóż, jak widać na powyższym zestawieniu, mój egzemplarz "z epoki" również obarczony był pewnymi błędami, ale o zgoła innej naturze...
Do brzmienia odniosę się krótko - jest dobrze. Nie łudźmy się, że otrzymujemy produkt, dzięki któremu poznamy inne - dotychczas niedostępne dla słuchacza przez niedostatecznie dobrą realizację nagrań - oblicze albumu. Nie wydaje mi się, aby pan Kamil Karolak podszedł do swojej pracy z nadzwyczajnym pietyzmem i zaangażowaniem, raczej było to kolejne z wielu zleceń, jakie w ostatnich latach otrzymał od Warnera. Przyznać jednak należy, że w porównaniu z wydaniem z 1978 i reedycją CD z 2003 roku, współczesny remaster wypada przyzwoicie - "Larwa" zyskała więcej przestrzeni i powietrza, "Idącej kupić talerz..." brzmi całkiem przejrzyście (zachowano dużo "góry", co ma swoje zalety i wady, ale przynajmniej dla mnie więcej jest tych pierwszych), "Twarzą do Słońca" ma świetną dynamikę i dobrze zarysowane plany, szczególnie pozytywne wrażenie robi na mnie brzmienie perkusji w tym utworze. Rzuciło mi się natomiast w oczy i uszy to, że utwory mają nierówną głośność, co stanowi nieco uciążliwą wadę.
Odtworzony na moim sprzęcie singiel brzmiał kiepsko (sporo szumu!), tymczasem w audycji PR2 "Wieczór płytowy" z 18.10.2020 było całkiem akceptowalnie. Wydaje mi się jednak, że wokal w "Pieśni Wernyhory" jest nieco za bardzo schowany, a drugiej części utworu brakuje dynamiki i przestrzeni, którą chwaliłem chwilę wcześniej na przykładzie "Twarzą do Słońca". Spośród trzech współczesnych wersji (CD "Czas jak rzeka", "Idee fixe" z boksu "Od początku II" i z najnowszego winyla), wciąż najlepiej broni się ta z 2003 roku.
Czy warto zatem wydać blisko 200zł na tę reedycję? Z punktu widzenia fana-kolekcjonera to pytanie retoryczne "niedzielni" słuchacze, którzy - jak trafnie określił to kiedyś Krzysztof - zastali się przy niklowanym barze raczej po nią nie sięgną. Potencjalną grupą docelową mogą być miłośnicy płyt winylowych - oryginałów z 1978 roku nie brakuje na rynku wtórnym, ale trudno nazwać przyjemnością odsłuch tychże. Z drugiej strony, znaczną część tej społeczności stanowią ludzie specyficzni i konserwatywni, którzy w ogóle nie uznają współczesnych tłoczeń jako materii godnej uwagi. Odpowiedź na pytanie zadane na początku tego akapitu warunkują dodatkowe czynniki, nad którymi każdy indywidualnie musi się zastanowić. Czy otrzymaliśmy, jako fani-konsumenci produkt zgodny z opisem? Zdecydowanie nie! Czy dobrze słuchało się muzyki z kolorowych krążków? Raczej tak! ...dla piszącego te słowa, ta ostatnia kwestia zawsze będzie decydująca Miałem szczęście należeć do grona osób, które kupiło ten album w przedsprzedaży, prawie 30zł ( ) taniej względem aktualnej ceny, jaka widnieje na stronie empik.com. Zakupu nie żałuję!
W pierwszych dniach od zapowiedzi cena na stronie empik.com wynosiła 160,99zł jednak kilka dni przed premierą wzrosła do 189,99zł. Inne podwójne longplaye Niemena wydawane w ostatnich latach ("czerwony album" i "Marionetki") kosztowały koło 120,00zł - czyżby na wyższą cenę tego albumu wpływ miał dodatkowy singiel? ...a może fakt, że tworzywo, na którym wytłoczono duże płyty, było barwione?
Opis, jakim wydawca reklamował wydawnictwo na stronie eMPiKu, brzmiał obiecująco:
Limitowana, kolorowa reedycja legendarnego albumu Czesława Niemena „Idée fixe” jest wiernym odwzorowaniem albumu wydanego w 1978 roku. Wydawnictwo składa się z trzech płyt – dwóch LP oraz singla – to ponad 100 minut muzyki (!), wewnątrz znajduje się oryginalna wkładka z tekstami wierszy Norwida. (...) Komplet tych wyjątkowych winyli wytłoczyliśmy w gramaturze 180 a o jego brzmienie zadbał Kamil Karolak.
Słowa o wiernym odwzorowaniu reedycji względem oryginału zaostrzyły mój apetyt. Pozornie skromna szata graficzna wydawnictwa skrywała w sobie bowiem kilka smaczków i detali, które czyniły je wyjątkowym - począwszy od pozłacanego napisu na froncie (skany ani zdjęcia okładki nie są w stanie tego oddać!), przez obraz autorstwa Niemena zdobiący wnętrze rozkładanej okładki, na wkładce z tekstami w języku polskim i angielskim skończywszy. Mam w swoich zbiorach trzy oryginalne egzemplarze "Idée fixe", które różnią się nie tylko stanem zachowania, ale także jakością poligrafii - każdy posiada jakieś mniej lub bardziej irytujące wady dotyczące kolorystyki lub jakości wydruku. Dzieła dopełniłby współczesny remastering, gdyż oryginałowi brakowało nieco głębi, a wersji autorskiej z 2003 roku - choć niewątpliwie była krokiem we właściwym kierunku i to jej najczęściej słucham - spójności i konsekwencji. Z wymienionych powodów możliwość zakupienia współczesnej repliki tego albumu była dla mnie atrakcyjna, a jej kolekcjonerska forma uzasadniała nieco wyższą, niż przyzwyczaił nas do tego w ostatnich latach Warner, cenę.
Wystarczy rzut oka, aby stwierdzić, że zmienił się rozmiar i układ prostokątnej ramki z napisem zdobiącej front okładki - została ona wycentrowana, powiększona (rozmiar oryginalny: 85x76mm; nowy: 89x78mm) i zwiększono odstępy pomiędzy znakami. Grafika jest dwukolorowa, lecz w przeciwieństwie do oryginału, kontury napisu i jego obramowanie straciły swój złoty połysk (wpadają w brąz). Logo Polskich Nagrań znajdujące się u góry odpowiada kształtem temu z połowy lat '70, jednak na rewersie obwoluty znalazło się logo wykorzystywane współcześnie, nawiązujące stylistyką do drugiej połowy lat '60 - wydawać by się mogło, że to jedynie drobiazgi, ale jak ma się to wszystko do obietnicy o wiernym odwzorowaniu albumu...?
Mam również pewne zastrzeżenia do jakości wydruku - podobnie, jak w przypadku poprzednich LP wznowionych przez Warner, miejscami pojawiają się graficzne artefakty w postaci siatki, widoczne szczególnie na żółtych obszarach obrazu znajdującego się na wewnętrznej stronie obwoluty. Aby nie rzucać słów na wiatr, proponuję spojrzeć na najbardziej problematyczny fragment z dystansu (naprzemiennie zamieszczam wersję z 2020 i oryginał):
i w detalu:
- cóż, jak widać na powyższym zestawieniu, mój egzemplarz "z epoki" również obarczony był pewnymi błędami, ale o zgoła innej naturze...
Do brzmienia odniosę się krótko - jest dobrze. Nie łudźmy się, że otrzymujemy produkt, dzięki któremu poznamy inne - dotychczas niedostępne dla słuchacza przez niedostatecznie dobrą realizację nagrań - oblicze albumu. Nie wydaje mi się, aby pan Kamil Karolak podszedł do swojej pracy z nadzwyczajnym pietyzmem i zaangażowaniem, raczej było to kolejne z wielu zleceń, jakie w ostatnich latach otrzymał od Warnera. Przyznać jednak należy, że w porównaniu z wydaniem z 1978 i reedycją CD z 2003 roku, współczesny remaster wypada przyzwoicie - "Larwa" zyskała więcej przestrzeni i powietrza, "Idącej kupić talerz..." brzmi całkiem przejrzyście (zachowano dużo "góry", co ma swoje zalety i wady, ale przynajmniej dla mnie więcej jest tych pierwszych), "Twarzą do Słońca" ma świetną dynamikę i dobrze zarysowane plany, szczególnie pozytywne wrażenie robi na mnie brzmienie perkusji w tym utworze. Rzuciło mi się natomiast w oczy i uszy to, że utwory mają nierówną głośność, co stanowi nieco uciążliwą wadę.
Odtworzony na moim sprzęcie singiel brzmiał kiepsko (sporo szumu!), tymczasem w audycji PR2 "Wieczór płytowy" z 18.10.2020 było całkiem akceptowalnie. Wydaje mi się jednak, że wokal w "Pieśni Wernyhory" jest nieco za bardzo schowany, a drugiej części utworu brakuje dynamiki i przestrzeni, którą chwaliłem chwilę wcześniej na przykładzie "Twarzą do Słońca". Spośród trzech współczesnych wersji (CD "Czas jak rzeka", "Idee fixe" z boksu "Od początku II" i z najnowszego winyla), wciąż najlepiej broni się ta z 2003 roku.
Czy warto zatem wydać blisko 200zł na tę reedycję? Z punktu widzenia fana-kolekcjonera to pytanie retoryczne "niedzielni" słuchacze, którzy - jak trafnie określił to kiedyś Krzysztof - zastali się przy niklowanym barze raczej po nią nie sięgną. Potencjalną grupą docelową mogą być miłośnicy płyt winylowych - oryginałów z 1978 roku nie brakuje na rynku wtórnym, ale trudno nazwać przyjemnością odsłuch tychże. Z drugiej strony, znaczną część tej społeczności stanowią ludzie specyficzni i konserwatywni, którzy w ogóle nie uznają współczesnych tłoczeń jako materii godnej uwagi. Odpowiedź na pytanie zadane na początku tego akapitu warunkują dodatkowe czynniki, nad którymi każdy indywidualnie musi się zastanowić. Czy otrzymaliśmy, jako fani-konsumenci produkt zgodny z opisem? Zdecydowanie nie! Czy dobrze słuchało się muzyki z kolorowych krążków? Raczej tak! ...dla piszącego te słowa, ta ostatnia kwestia zawsze będzie decydująca Miałem szczęście należeć do grona osób, które kupiło ten album w przedsprzedaży, prawie 30zł ( ) taniej względem aktualnej ceny, jaka widnieje na stronie empik.com. Zakupu nie żałuję!