Niemen Aerolit

Archiwum forum fanów Czesława Niemena

Muzyko moja

Dyskusje o twórczości Niemena.

O! Terra Deflorata – warto było czekać 2021-02-16 - 2021-02-23 Młody Moog 1 2267
Młody Moog
2021-02-16 20:59:08
Pamiętam ten dzień – prolog
Płytę Terra Deflorata usłyszałem po raz pierwszy zimą 2007/8. Byłem wówczas, trzeba to przyznać, niespełna dziesięcioletnim chłopcem. Miałem już w swojej kolekcji pierwszych pięć płyt Niemena oraz płytę ostatnią: w tym samym 2007 roku dostałem najpierw na komunię Niemen Enigmatic, potem na urodziny Człowiek jam niewdzięczny, w pierwszej połowie roku również Spodchmurykapelusza. (Drugi boks Niemen od początku dostać mam na następne urodziny, wiosną 2008.) W każdym razie to, co wiedziałem o płycie Terra Deflorata, ograniczało się do tego, że jest bardzo rzadka i niedostępna. A jednak pewnego dnia tata wszedł do mojego pokoju oznajmiając, że ma dla mnie nową płytę Niemena (niestety nie w oryginalnym wydaniu, ale tata był chyba w kontakcie z jakimś dobrze zaopatrzonym sympatykiem twórczości Niemena). Jak na małego chłopca przystało, otrzymałem bojowe zadanie pokolorowania czarno-białego wydruku okładki tej rzadkiej płyty (krążek nieoryginalny musiał mieć mimo wszystko jakąś okładkę). Wpatrywałem się w jej małą reprodukcję w książce Marka Gaszyńskiego Niemen. Czas jak rzeka i swoimi daltonistycznymi oczętami badałem enigmatyczne linie i plamy barw, z pękiem kredek w ręku.

Jakiś czas potem pierwszym w życiu obrazem, jaki namalowałem farbami olejnymi, była niezgrabna kopia tej okładki.

W każdym razie pamiętam ten dzień, kiedy pierwszy raz słuchałem płyty Terra Deflorata i w pewnym stopniu również pamiętam zaciekawienie i aurę tajemniczości, jakie temu słuchaniu towarzyszyły. Od tamtego czasu poświęcam tej płycie swoją uwagę dość często i zbieram wrażenia z nieustannie inspirującej audycji (audycji jako muzycznego odpowiednika lektury). Było w tym hermeneutycznym procesie ciągłego wy-słuchiwania, ale nie do-słuchiwania kilka stopni, etapów, za każdym razem poszerzających moje pojmowanie tego albumu. Tym obrazem, jaki powstał w toku tych etapów, ale już bez ich mozolnego śledzenia, chciałbym się z Wami podzielić. A wyjdę od tezy, że stało się bardzo dobrze, iż Niemen wydał swoją przedostatnią płytę dopiero w roku 1989, a nie wcześniej.

Niemen dojrzewający
„Białe koszule – czarne dusze” – zapowiada nową piosenkę Niemen w głośnym filmie Sukces Marka Piwowskiego. Zrąb idei miał Artysta już wtedy, pod koniec lat 60., jeszcze przed pojawieniem się na dobre Norwida w jego życiu twórczym. Nie wiem, czy istnieją wcześniejsze przejawy pomysłów z albumu Terra Deflorata. Dlaczego dopiero w pierwszej połowie lat 80., około 15 lat później, można było usłyszeć na koncertach tę piosenkę? Może dopiero czterdziestopięcioletni Niemen czuł się dostatecznie dojrzały, aby stworzyć projekt muzyczny oparty w stu procentach na sobie samym, na swych własnych pomysłach? Wcześniejsze albumy miały choćby w pewnej części teksty innych artystów, na czele z wielkim dziełem, uważanym przez niektórych za najdonioślejsze, czyli opartego wyłącznie na Norwidzie Idée Fixe. Jedynym wyjątkiem jest płyta Katharsis, która zawiera dwie pieśni do słów samego Niemena, ale resztę, jak wiemy, stanowią utwory instrumentalne. Lata 70. są okresem największych poszukiwań muzycznych Artysty, w żadnym stylu nie mógł usiąść na zbyt długo. Myślę, że szukał swojego właściwego miejsca w muzyce. I znalazł je, o dziwo, w latach 80.

Niemen niegotowy
Śmiała teza? A jednak należy zwrócić uwagę, przyglądając się ostatnim dwóm płytom Niemena, licznym pobocznym kompozycjom (np. do Księgi Krzysztofa Kolumba) oraz śledząc jego życie koncertowe od lat 80., że „usiadł” w jednym stylu. Nawet ślady przyszłych pomysłów muzycznych wskazują na minimalny rozwój stylistyczny. Wszystko to za sprawą elektronicznego instrumentarium, Robotestry, która w zasadniczym swym kształcie składała się z syntezatora cyfrowego Yamaha DX-7, w sprzedaży od 1983 roku, maszyny perkusyjnej LM-1 i, później, syntezatora wavetable Korg M-1, wszystko oplecione niewidocznymi palcami systemu MIDI, których nie dojrzy żaden wzrokowiec. Wszystkie te instrumenty słyszymy zarówno na płycie Terra Deflorata, jak i na Spodchmurykapelusza, Yamaha DX-7 grała u Niemena już w 1984 roku, a perkusja LM-1 na Przeprowadzce. (Szczegóły i chronologię instrumentarium Artysty będę chciał poruszyć w osobnym poście, na razie niech wystarczy tyle.)

Jest kilka źródeł do poznania zarysów płyty Terra Deflorata – zapisy koncertów, ze szczególnym wyróżnieniem albumu Terra Deflorata – koncert, ale też kaseta Niemen Aenigma, najprawdopodobniej rozprowadzana w USA (zgodnie z ustaleniami Domina). Te zapisy dobitnie, mym zdaniem, pokazują – Niemen był wówczas jeszcze niegotowy na taką płytę. Dojrzały, ale niegotowy. Dlaczego?

Gdy słuchamy zapisu z koncertu ze Szczecina w 1984 roku, zauważamy, jak wiele Niemen już wtedy przygotował i jednocześnie jak wiele jeszcze nie przygotował. Już od pierwszych dźwięków wiemy, że do czynienia mamy z materiałem, który później znajdzie się na płycie Terra Deflorata (pamiętajmy o wydaniu CD poszerzonym o trzy utwory instrumentalne), choć ulegnie jeszcze wielu przekształceniom. Nie wszystko jest jeszcze skomponowane – Klaustrofobia występuje tam w formie recytacji na tle budzących niepokój trzepotów, szumów i bzyczeń. To preset „31. Train” z Yamahy DX-7. Wiele jest w tym materiale muzycznym dźwięków surowych, ostrych, ciężkich. Może brzmiałyby lżej, gdyby nie daleka od studyjnego standardu fizyczna jakość nagrania. Cały koncert jest w ogóle pełen goryczy i niełatwy do uniesienia – nie tylko za sprawą brzmień oraz treści wewnątrz piosenek, ale również z uwagi na raczej nienajlepszą formę psychiczną samego Niemena. Nie brak w zapowiedziach i komentarzach Artysty dowcipów, ale nawet im zdarza się nosić rys czarny (jak choćby ten z „płytą chodnikową a może nagrobkową”), da się słyszeć ciężkie westchnienia, ton mowy trochę przygnębiający.

Aranżacje utworów są bardzo różne od tego, co spotykamy na albumie studyjnym, ale postaram się potem wykazać, że nie diametralnie różne. Jak to napisał 11 lat temu (sic!) Markovitz w jednym z wątków:
Aranżacje noszą wyraźne piętno czasu, w jakim powstały
. Słyszymy tam syntezatory Yamaha DX-7, Korg Poly-800 i Poly-61, fortepian elektroaustyczny Yamaha CP-80, maszynę perkusyjną LM-1, niewykluczone, że solówki grane są na Minimoogu (nie potrafię tego dokładnie ustalić, ale wiadomo mi z materiałów fotograficznych, że tego syntezatora używał jeszcze wówczas Niemen na koncertach). Niektóre brzmienia znikną za kilka lat – np. pianina Yamaha CP-80 i Minimooga nie usłyszymy już np. na koncercie „Old rock meeting” z 1986. Mimo to trzon pod postacią syntezatora Yamaha DX-7 i perkusji LM-1 pozostaje niezbywalną częścią Robotestry przez całe lata 80., również na albumie studyjnym. Kompozycje w 1984 roku brzmią dość kanciaście, surowo podporządkowane zaleceniom płynącym z komputera. Brakuje im ostatniego sznytu, reprezentują sobą jakiś ustępujący porządek muzyczny, albo porządek nieustatkowany jeszcze.

Niemen przyznaje na koncercie w 1984 roku otwarcie, że utwór Terra Deflorata jest wówczas niedokończony. Przez cały czas swego trwania jest w zasadzie na równym, wysokim diapazonie emocjonalnym, nie rozwija się, samo śpiewanie jest mniej ekspresyjne, a bardziej równe, jak śpiew w kościele, w trakcie mszy. (Inne skojarzenie z mszą świętą nasuwają mi dzwony z Klaustrofobii, biją trochę jak w momencie uniesienia hostii.) Taki chyba miał być zamiar, skoro Artysta zasugerował, że jego pieśń nadaje się do śpiewania „masowego”.

Słuchając dalej koncertu, widzimy, że również wokalnie sam Niemen jest gdzieniegdzie niegotowy. Góry w Jednego serca wyciąga z trudem. Śpiewa pięknie i czysto, bo to przecież Niemen, ale nie mogę się otrząsnąć z wrażenia, że nie brzmi tak mocno, ekspresyjnie i bogato jak na poprzednich albumach (aż wreszcie potem na albumie studyjnym). Każdy muzyk jest świadom, jakie spustoszenie sieją przerwy w muzycznym zajęciu – a, jak wiemy, Niemen miał taką przerwę.
Podobnie można się wypowiedzieć o koncercie w Berlinie w 1986 r. czy materiale z Niemen Aenigma. Tu i tam słyszymy nowe kompozycje – Zezowata bieda, Klaustrofobia już z muzyką, , Antropocosmicus, Spoglądam za siebie (sic!), Począwszy od Kaina, Unisono na pomieszane języki. Wszystkie utwory cierpią jeszcze na pewną mechaniczność i ciężkość. Są jak gdyby rzeźba genialnego rzeźbiarza, który już nadał zasadnicze kształty swej pracy i które zwiastują dzieło doskonałe, ale jeszcze jest dość oczywiste, że należy popracować nad detalami, wygładzić powierzchnie i dodać parę szczegółów. W roku 1986 już wyraźne są elementy aranżacji, które będą obecne na płycie i które się nie zmienią; ale, żeby posłużyć się językiem programistów, Niemen koncertował z „wersją beta” swoich kompozycji.

Niemen, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy, był niegotowy – bynajmniej nie ideowo, ale przede wszystkim sprzętowo i brzmieniowo, czasem nawet kompozycyjnie (żeby wspomnieć Klaustrofobię z 1984 roku i brak innych kompozycji). Status mojego ja miał kilka dodatkowych strof, w mym subiektywnym odczuciu nieco bardziej bezpośrednich i odważnych w swym przekazie, a przez to mniej subtelnych.

Ziemia dojrzała
Terra Deflorata doczekała się wydania dopiero w 1989 roku, a potem na CD w 1991. I dobrze, że się tak stało! Album rozwijał się więc latami, ewoluował, dorastał, dojrzewał. Do istniejących szablonów aranżacji dodawał Niemen nowe elementy, kolejne lata przynosiły nowe instrumenty – zwłaszcza rewolucyjny dla brzmienia Artysty Korg M-1. Każdy utwór dopracowany jest w najmniejszych szczegółach.

Za sprawą pewnego przypadku udało mi się wniknąć w głębsze warstwy muzyki na płycie Terra Deflorata. Przypadek ten udowodnił, jak złożone są kompozycje w wersji studyjnej. Ściana dźwięku, jaką słyszymy słuchając muzyki, składa się z mnóstwa różnych elementów słabo słyszalnych w końcowym miksie i samodzielnie brzmiących licho. Zsumowane stanowią o soczystości i bogactwie brzmienia albumu. Również właściwe dobranie efektów – pogłosów, kompresji, korekcji – sprawia, że te same dźwięki, naprawdę te same dźwięki, których słuchaliśmy na koncertach w latach 80., brzmią na płycie wcale nie ciężko i siermiężnie, ale lekko, świeżo i pasjonująco.

Utwór tytułowy zyskał formę ewolucyjną. Zmienił się w indywidualną, nieco wolniejszą, napierw cichą modlitwę, by rozwinąć się potem w nawoływanie całą siłą piersi. Artysta porzucił równą, marszową i zimną formę rodem z pobożnego pochodu lub kościoła. Nawet nie zrealizował w tej pieśni zapowiadanej formy chóralnej, co tylko pozytywnie wpłynęło na utwór – myślę, że trudny byłby do zniesienia patos takiej kompozycji. W swej ostatecznej formie Terra Deflorata słucha się z przejęciem, bez krzty znurzenia czy ciężaru.

O wiele ciekawiej też prezentują się inne utwory. Szczególnie warto tu podkreślić Unisono na pomieszane języki, które na kasecie Niemen Aenigma było raczej ciekawym eksperymentem, niż utworem na serio. Na płycie dostajemy utwór świetnie zmiksowany, bogaty w efekty i wreszcie o znacznie bardziej rozbudowanej strukturze, który można słuchać nie tylko od początku do końca, ale też od końca do początku. Porównując z kolei dwie wersje utworu Status mojego ja, który jest chyba moim ulubionym na płycie, zarówno brzmienie perkusji i rytm (LM-1) jaki i warstwa harmoniczna (chodzi mi o preset „11. EPiano 1” z Yamahy DX-7) jest identyczna w 1984 roku i w roku 1989. A jednak porzucił Niemen niepoważne nieco brzmienia Korgów Poly-800 i 61, pozbył się też mniej subtelnych strof o Prawdzie. Gdzie indziej słyszymy też dodatek z wcześniejszych lat – Mellotron, choć jest dobrze ukryty w całym muzycznym gąszczu.
Serię podobnych spotrzeżeń mógłbym wystosować co każdego utworu na płycie, ale i tak ten esej jest już długi i dość szczegółowy. Podkreślę tylko, że każdy utwór na płycie znacząco się zmienił od swych form poprzednich, zachowując przy tym wiele tych samych warstw brzmieniowych, tak jednak mistrzowsko przez Niemena zmiksowanych, że brzmią po prostu niesamowicie bogato.

Sam głos Niemena brzmi też o wiele żywiej i świeżej, niż spotykamy na wcześniejszych nagraniach z lat 80. Głos drapieżny, wzbogacony o nowe alikwoty, a wreszcie tak lekko i zgrabnie przez Artystę emitowany i prowadzony, że można powiedzieć z czystym sumieniem – Niemen odzyskał swoją formę w pełni, a nawet rozwinął ją.

Trzeba wreszcie podkreślić raz jeszcze, że miks i mastering, a przez to końcowe brzmienie płyty, są wyśmienite. Polskie wydawnictwa płytowe sprzed ery CD cierpią na brzmienie pokryte mrokiem. Na pewno da się znaleźć przykłady przeczące tej tendencji (np. Nowy rozdział Kombi), ale nie ja jeden zauważyłem, że słuchanie Niemena z winyli to umiarkowana przyjemność. Zwłaszcza płyt z lat 70. Album Terra Deflorata dostarczył nam jednak Niemena brzmiącego tak dobrze, jak nigdy dotąd. Śledzenie ścieżki dźwiękowej w programie do edycji dźwięku potwierdza to, co uważam. Nie ma tam żadnych przesterów, kompresja nie jest przesadzona, technicznie nagrania są czyste i soczyste. Nie zgodzę się z Markovitzem, który pisał, że
nagrania z Terra deflorata (…) powinny przed ewentualnym wznowieniem przejść remastering (i to solidny!).
Muza brzmi cudownie.

Jeśli mogę spróbować podsumować, dlaczego jest tak, jak jest, dlaczego album Terra Deflorata brzmi tak dobrze, to właśnie czas jest tym czynnikiem. Czas pozwala dopracować i dosmakować to, co nawet w pierwszej chwili już wydaje nam się dokończone. Umożliwia zdystansowanie się do swojego dzieła i spojrzenie na nie od nowa. Pozwala wreszcie upiększyć coś już pięknego, a także przekonać się, czy rzeczywiście jest to piękne. Daje szasnę wzbogacenia środków wyrażania myśli i ich dopracowania (np. instrumentarium, zestawu brzmień). Wiem to też z własnego twórczego doświadczenia. Myślę, że tak było u
Niemena. Warto było czekać do 1989 roku.

Innym przykładem wybitnej płyty dopracowywanej przez długi czas jest Zaczarowane miasto Sławomira Łosowskiego (warto porównać tę płytę z Nowym albumem, zrealizowanym dość szybko; dobrym, ale nie tak dobrym jak Zaczarowane miasto). Uczta dla uszu.

Co gdyby?
Co gdyby Niemen wydał płytę Terra Deflorata kilka lat wcześniej? Mielibyśmy z pewnością album dobry i nawet nie zauważalibyśmy zbyt dotkliwie, co byśmy stracili. Niemniej jednak płyta ta prawdopodobnie dość prędko by się „zestarzała”, szybko zaczynajac cierpieć na te same dolegliwości, jakie zarzucano płycie Spodchmurykapelusza – z archaicznością brzmień na czele. Nie byłoby wśród brzmień obecnych na płycie syntezatora Korg M-1, który dodał wiele nowoczesności muzyce Niemena. Poza tym szybsze wydanie to mniej czasu na detale, nawet w sytuacji, w której wydaje się, że jest już dość dużo detali. Można się również zastanawiać, czy w połowie lat 80. nasz Artysta był w pełnej formie wokalnej, albo czy osiągnął już wtedy to, co udało mu się osiągnąć na płycie Terra Deflorata – wypracowane na nowo brzmienie swojego głosu, nad którym pracował nieustannie (wystarczy porównać albumy Sukces, Enigmatic, Marionetki i Postscriptum, aby się o tym przekonać – na każdym z nich głos Niemena brzmi inaczej; dołączona do porównania Terra Deflorata nie przeczy tak postawionej tezie).

A może to wszystko nieprawda? Może z tych brzmień, które Niemen miał wcześniej, powstałoby coś nieustępującego jakością i wybitnością materiałowi, który znamy z albumu studyjnego? Przecież podstawa brzmień płyty jest ta sama, jak wyżej wykazałem! Nie da się tego powiedzieć z całą pewnością i nawet nie zamierzam.

O! Terra Deflorata!
Na płycie Terra Deflorata Niemen brzmi jak nie brzmiał wcześniej. Świetny miks i mastering, pieczołowicie dosmakowywana, warstwa po warstwie, struktura brzmieniowa kompozycji, wreszcie wprowadzane z czasem korekty tekstów i melodii – wszystko to sprawia, że w 1989 roku Polska dostała album wybitny. Album, który nie przestaje mnie intrygować i chować przede mną tajemnice, choć słucham go stosunkowo często przez ostatnich 13 lat. Album, który z uwagi na samodzielność (muzyczno-tekstową) oraz dojrzałą konstrukcję – tak fizyczną, jak i koncepcyjną – zasługuje na miano najlepszego albumu solowego, a może w ogóle najlepszego albumu Czesława Niemena.

***
Dziękuję wszystkim tym, którzy przeczytali całość moich rozważań, mam nadzieję, że dość klarownych, mimo że subiektywnych i przez to najzupełniej podważalnych. Subiektywność – wieczna tarcza śmiałków „w gębie” – niech będzie zaproszeniem do dyskusji nad tą płytą dziś, polemiki z moimi rozważaniami, zwierzeń słuchaczy koncertów Niemena z lat 80., a także niech otworzy zbiór kilku postów, jakie zamierzam opublikować. Mogę zapowiedzieć, że w następnej kolejności będę chciał zastanowić się nad albumem Spodchmurykapelusza, którego – warto o tym pamiętać – dwudziestolecie będziemy obchodzić w tym roku.
Tomasz Lewinski
2021-02-23 17:04:49
Serdecznie dziękuję za to opracowanie, za oryginalne przemyślenia.
Przejdź na: główną stronę z listą forów | listę wpisów z Muzyko moja | górę strony