W tym samym temacie, o którym wspominam powyżej:
wireq pisze:
Sierpień 1973: Toruń - lodowisko klubu hokejowego "Pomorzanin" (na szczęście było wtedy gorące lato). Jeden z czterech pożegnalnych koncertów grupy NIEMEN. Ten sam skład grupy, ten sam program, ta sama kolejność utworów, co wymienione poście "Eda". Moje pierwsze spotkanie "live" z jego (ich) muzyką ... niezapomniane. Lecz w odróżnieniu od atmosfery w Kołobrzegu wyraźny chłód i zdziwienie widowni. Większość oczekiwała zapewne repertuaru z okresu "Enigmatic", a może też "Akwareli". Po kilkudziesięciu minutach, nie mogąc ścierpieć osobliwych komentarzy niektórych "słuchaczy" przeniosłem się w inny sektor trybun, aby w spokoju delektować się przekazem Niemena, Skrzeka, Piotrowskiego i Apostolisa. Do dziś obecne jest we mnie, to co płynęło ze sceny. NIEMEN - jak zawsze - wyprzedził o lata świetlne gusta masowego odbiorcy, oczekującego dźwiękowego "fast foodu", niezmuszającego do myślenia lub aktywizowania wyobraźni i wrażliwości. Było na odwrót: nie lubię słowa awangarda, ale w tamtym okresie niewiele było na tej planecie tak oryginalnej muzyki, tworzonej przez kilku facetów wykorzystujących typowe, rockowe akcesoria. Trudno po latach szukać w zawodnej pamięci szczegółów, ale nie sposób zapomnieć Jego głosu (zwłaszcza w „Com uczynił” lub „Odzie do Wenus”), Lakisa ukrywającego się za ścianą „Marshalli”, wirtuozerii i dźwiękowej agresji Skrzeka, czy znakomicie panującego nad całością Piotrowskiego – śmiem twierdzić, że obarczonego najtrudniejszą rolą w tworzeniu muzyki bez wyraźnie określonych granic czasowych i harmonicznych. Żałowałem jedynie, że w pożegnalnych koncertach zabrakło Helmuta Nadolskiego i Andrzeja Przybielskiego – pomysł ich współpracy w tym czasie z Niemenem był „strzałem w dziesiątkę”: pomyślcie, o ile uboższa kolorystycznie byłaby bez nich muzyka utrwalona na „Marionetkach” i „Requiem dla van Gogha”?
Ta muzyka była wielka – broniła się sama – bez potrzeby wspomagania jej grą kolorowych świateł, przelotami nadmuchiwanych zwierzaków, wybuchającymi sztucznymi ogniami lub innymi elementami pseudoartystycznego sztafażu. Po koncercie, jako niepoprawny wówczas idealista, zadawałem sobie tylko jedno pytanie: dlaczego Niemen rezygnuje z czegoś, co mogło doprowadzić go (ich) na szczyty nieosiągalne dla polskich muzyków?
Ten koncert nie jest ujęty w Dyskografii, a wart odnotowania, bo okazuje się, że tych pożegnalnych koncertów było nie cztery, a pięć.
Zapisujemy uzupełnienie na MAPIE.