Zacznijmy od tego, że istnieją w obrębie tzw. MUZYKI POWAŻNEJ, takie UTWORY, które nie muszą się podobać- w takim znaczeniu- żebyśmy odtwarzali nagranie
raz za razem jak np. "Nie wiem, czy to warto..?" - kompozycję Pana Zbigniewa Bizonia.
Taka poważna kompozycja ma nas przenieść w rzeczywistość inną niż zastana, sprowokować do przemyśleń albo przekazać dźwiękowy obraz przeżycia emocjonalnego, czy jakiegoś ważnego, historycznego wydarzenia.
Tadeusz pisze:
Dla przykładu jedna z jego (Pana Krzysztofa Pendereckiego

) kompozycji. Interesuje mnie, czy trafia ona do wrażliwości użytkowników naszego Forum?
Proszę zainteresowanych o kilka słów na ten temat.
- A proszę bardzo - to nawet kilkanaście zdań o genezie zalinkowanej przez Tadeusza kompozycji, które znajdziemy na zacnym portalu =>
Culture.plAutor notki na Culture_pl pisze:
Utwór trwa około dziesięciu minut. Można go podzielić na trzy zachodzące na siebie części. Kompozytor stosuje w nim niekonwencjonalną artykulację, technikę klasterową i glissanda (...)
"Melodia" altówek została zainspirowana krzywą z elektrokardiogramu.
Ostatni akord to zaskakujące C-dur, następujące po zgrzytliwych brzmieniach uzyskanych dzięki grze między strunnikiem a podstawkiem, na strunniku i na podstawku.
Aha- czyli melodii po prostu nie ma... Rytmicznie- utwór bardzo zmienny... Po takiej dawce wiarygodnie brzmiących informacji-
czego jeszcze można nie rozumieć..?
Nie chcąc uchodzić za profana odpowiedziałbym, że podoba mi się ta
"Polymorphia" (1963)- napisana na zamówienie niemieckiej rozgłośni i dedykowana wydawcy...
Ale skorzystam z innej opcji i po prostu napiszę prawdę, że po wysłuchaniu tego utworu nie odczuwam potrzeby jego analizowania, ani wysłuchania go raz jeszcze.
Może to wina skompresowanego dźwięku altówek..? A może po prostu moja wyobraźnia muzyczna nie obejmuje geniuszu tego dzieła (i tak pewnie jest).
Co innego późniejsza kompozycja Pendereckiego zatytułowana
"Kosmogonia" z 1970r. - o to coś dla mnie, a zwłaszcza jej środkowa część. Odlot!
Ciekawe, że składające się na ścieżkę dźwiękową przedstawień Olsztyńskiej Pantomimie Głuchych fragmenty muzyki Pendereckiego i Niemena- jak to się mówi-
nie gryzą się.
Koncerty Pendereckiego z zagranicznymi artystami jak Don Cherry, czy Jonny Greenwood (z grupy "Radiohead") skłaniają do postawienia mocno spóźnionego pytania:
-Dlaczego polscy muzycy z poletka, gdzie jazz krzyżuje się z rockiem, tak rzadko wychodzili do kompozytorów muzyki poważnej z propozycjami wspólnych przedsięwzięć..?
Może odwodziła ich od składania tego rodzaju ofert świadomość ich własnych ograniczeń albo niechęć do ryzyka artystycznego..? Może i tak bywało.
Ale dominująca była chyba jednak świadomość ciężaru gatunkowego MUZYKI takich mistrzów kompozycji jak: Penderecki, Kilar, Lorenc czy Górecki.
W ankiecie rozpisanej w 1991 r. przez czasopismo "Music News" Czesław
Niemen jednym słowem odpowiedział na pytanie o muzyka, który miał wpływ na jego poczynania:"-Penderecki".
Z tego zdania ucieszyła się córka Pana Czesława, która w wielu postach na portalu społecznościowym przybliża nam twórczość Pana Pendereckiego, bo chyba nie ma.. a nie.. czekaj...
Jest komu! Pomyliłem się, bo przecież Pani Elżbieta Penderecka od wielu lat doskonale radzi sobie z promocją MUZYKI swego Męża- ku pożytkowi coraz szerszej grupy melomanów.
Muszę oderwać się na dłuższy czas od Forum, bo coraz częściej mylnie oceniam sytuację (wcześniej też się myliłem, ale nie tak ewidentne, a przynajmniej- nie dla wszystkich).
Wreszcie można chodzić na spacery do miejskiego parku (ładny, choć to nie Lutosławice), gdzie posłucham sobie śpiewającego na gałęzi ptaszka-
nieprzyjaciela kociokwiku.
Może on mi wyśpiewa, co warte są setki forumowych listów, w których bezinteresownie, ale też jakby na przekór kilku Paniom próbujemy zainteresować ludzi twórczością... ponoć..
.. najbardziej znanego polskiego Artysty XX wieku wg wyników plebiscytu tygodnika POLITYKA (1999).
-
I po co..? - jak mawiał Czesław Niemen.