Dawno mnie tu nie było.Jak mawiał ś.p.Jan Ciszewski-wróciłem ,a raczej wracam z dalekiej podróży.A co do Skaldów?Zawsze ich ceniłem,choć teraz ,poniekąd dzięki córce,cenię ich jeszcze bardziej.Jej ulubionym zajęciem jest słuchanie muzyki,a ja idąc trochę na łatwiznę,włączam jej jakąś długą playlistę na Youtube.I tak w moim domu coraz częściej słychać Skaldów ,a w tym min płytę "Od wschodu do zachodu słońca".Gdyby mi się udało kiedyś spotkać Andrzeja Zielińskiego,co nie wydaje się bardzo prawdopodobne,bo Skaldowie nie koncertują już chyba tak jak kiedyś,to powiedziałbym mu,że ma wielką fankę w osobie mojej upośledzonej córki.O ile my,tzw.normalni ludzie możemy kierować się przy wyborze swoich ulubionych artystów na przykład snobizmem,przyzwyczajeniem,presją otoczenia,modą,a nawet jakimś umysłowym lenistwem,to w jej przypadku nie może być o tym mowy.A co do wspomnianej płyty.Jest ona oczywiście znakiem czasu.Rok 1970.Skaldowie wracają ze Stanów pełni wrażeń ,muzycznych pomysłów i ,zdaje się,sprzętu.I to słychać.Słychać tam "ducha" tamtych czasów.Świetne teksty,kompozycje,aranżacje.Pierwsza rockowa,cokolwiek miałoby to znaczyć ,płyta Skaldów.I to jest rock progresywny,ale też bez przesadnej maniery.O ile później ,rockowe kapele.zwłaszcza te,które chciały uchodzić za "ambitne",zdawały się grać według zasady -im dłużej tym lepiej/moda na suity/,tutaj jest tak jak trzeba.Nie za długo,nie za krótko.Idealna równowaga .
|