Janusz Kosiński pisze:
"Po nagraniu koncertu Czesław zadzwonił do mnie (...) i zaproponował przesłuchanie taśm (...)zasiedliśmy przy stole mikserskim (...) Muzyki było sporo, ale nie wszystko podobało się artyście. (...) Po kilkakrotnych przesłuchaniach materiału (ok. 75'-80') postanowiliśmy (Czesław polegał w dużym stopniu na moim zdaniu, wychodząc z założenia że moje "świeże ucho" będzie pomocne)... pociąć ten materiał, skracając go o rzeczy, według nas, zbędne. (...) wszystkie montaże odbywały się "na żywym organiźmie". A więc żyletka lub nożyczki do cięcia taśmy we wskazanych miejscach oraz tzw. "przylepiec" czyli taśma sklejająca dwa kawałki z muzyką. (...) Materiał został skrócony do niespełna 41 minut. (...) Czesław (...) nagle zadał mi pytanie: "JANIE - jak nazwiemy tę kompozycję, bo ona nie ma jeszcze tytułu?..." Zwracał się do mnie właśnie "Janie", choć wiedział, że mam na imię Janusz. I popatrzył na konsoletę z siedmioma, może ośmioma potencjometrami, dodając: "...a może coś z tej konsoli nam wyniknie... jest na niej co prawda niewiele potencjometrów, sama kompozycja ma około 41 minut, Ty się, Janie, napracowałeś, więc może...". Tu zawiesił głos, wziął do ręki długopis i na pudełku od taśmy odręcznie napisał: ... "41 potencjometrów pana Jana". I tak już zostało.
(...) Dodam jeszcze dla wyjaśnienia wątpliwości, które rozwiałem w niedawnej rozmowie z p. Małgorzatą, żoną Czesława, że nic nie zostało z tych elementów utworu, które wówczas odrzuciliśmy . Cięliśmy kawałek po kawałku, bywały to milimetry taśmy, czasami nawet z jednym dźwiękiem! I potem zgraliśmy poklejony materiał na nową, czystą taśmę. Te resztki spadały na podłogę, którą potem pozamiatano..."
Relacja Janusza Kosińskiego sporo wyjaśnia, ale nie wszystko...
Nie bardzo przekonuje mnie takie "mechaniczne", choć przeprowadzone z dużym pietyzmem (wg opisu J.K), okrojenie materiału i powyrzucanie całej reszty - (75'-80' minus 42' = około 33'-38').
Jak to możliwe, aby tak zwyczajnie, bez ceregieli, tak po prostu unicestwić unikatowe nagrania, jak by nie było, nowo tworzonej grupy Niemena (materiał mógł, jak często wcześniej i później bywało, służyć mu do przedyskutowania z muzykami i głębszej analizy) i to przez sprzątaczkę!? Coś mi tutaj nie gra - powtórzę za Wojciechem Skowrońskim.
Nie chce mi się wierzyć, że Niemen tak mało wagi przywiązywał do swego materiału muzycznego, by pozostałą resztę tego nagrania, powierzyć miotle sprzątaczki - to nie były bezwartościowe, kilkunastosekundowe "ścinki", by zostały bezceremonialnie zamiecione i wyrzucone do śmietniczki...???!!!
Poza tym relacja Pana Janusza przypomina mi trochę dowcip woźnej z uniwersytetu, tłumaczącego studentom, że: "my z panem rektorem, zadecydowaliśmy, iż..."
Znając ostrożność Niemena i jego samowystarczalność we wszystkich kwestiach, tę rolę Pana Janusza Kosińskiego uważam za zdecydowanie przez niego przecenioną. Decydował z całą pewnością Niemen.
Tytuł i etymologia - trudno zarzucić konfabulację Panu Redaktorowi - ale to wszystko jakieś takie naciągane.
Jan vel Janusz,
41 minut=
41 potencjometrów ???
Co ma jedno do drugiego? Każdy chciałby obecnie przypisać sobie swój wkład w dokonania Niemena, zbudować na tym swoją legendę.
Jak to sprawdzić? Nie można! Skoro nie można - hulaj dusza, hulaj wyobraźnia.
Będę nadal się upierał, że te
41 potencjometrów i ten
Pan Jan -
to potencjometry mooga i Jan Hammer. Dowody mam tak samo silne, jak Pan Janusz Kosiński.
Kolejne pytanie, dlaczego skrócono nagranie do około 41 minut?
Inna sprawa, że nagraniu bliżej jest do 42 minut (brakuje kilku sekund).
Czyli mniej więcej tyle ile potrzebne jest na LP. Co przemawia za tym, że tak właśnie mogły być plany Niemena?
W połowie tak "spreparowanego" nagrania, tuż po skrzypcowej solówce Jana Błędowskiego, jest wyciszenie - jakby specjalnie na zakończenie strony A LP. Następnie zaczyna się wokaliza Czesława i to mógłby być doskonały wstęp na otwarcie strony B płyty.
Nie widzę innego sensu pracy nad okrojeniem materiału do takiego wymiaru i pozostawieniem tego w cudzych rękach, i... zapomnienie...
Musiało za tym coś stać. Może te plany, jak wiele innych, upadły i w natłoku spraw i Niemen odstąpił od dopięcia pomysłu na przysłowiowy guzik?