Przyznam, że mam problem z recenzją książki, promowanej przez najstarszą córkę Niemena.
Dużo się w tej książce mówi o duchowości i rzeczywiście patrząc tylko przez ten pryzmat można książkę pozytywnie odebrać. Jednocześnie cały czas powraca temat mitycznych materiałów, które WL zgromadził i w końcu po trzydziestu paru latach chciał zaprezentować publiczności z pomocą pani Aliny.
Tak się składa, że w 2007 r., podczas zlotu fanów Niemena w Kołobrzegu, a także po zlocie odbyłam kilka długich rozmów z Witoldem i zgadzam się z autorką, że zupełnie nie miał on poczucia czasu i z wielką pasją opowiadał o Niemenie. Uważał Niemena za największego światowego artystę i twierdził, że pokazanie tych wszystkich materiałów rzuci Szwecję na kolana. Obawiam się, że dziś nie byłoby to możliwe…
Tak więc słyszałam o tych wszystkich wspaniałych koncertach po kościołach, w tym o legnickim „Requiem pożegnalnym z narodem polskim i Matką Ojczyzną Polką”, choć sam tytuł brzmiał dla mnie dość dziwacznie…
Słyszałam o wielkich planach związanych z tymi nagraniami. To samo, a nawet jeszcze więcej, usłyszała autorka książki, której Witold dodatkowo obiecywał nagranie płyty „Tribute to Niemen”, która miałaby promować wydanie tych materiałów. No, ale nigdy już nie dowiemy się, czy coś by wyszło z tych wszystkich wielkich planów i marzeń producenta. I czy te mityczne materiały rzeczywiście były w czarnych walizkach pokazanych pani Alinie po prawie półtora roku rozmów.
Nie wiem, czy dla Niemena Witold był największym przyjacielem i najbliższą duchowo osobą, tak jak się przedstawia. Nie udało mi się znaleźć nikogo, kto by to potwierdził. Na pewno był sprawnym producentem i organizatorem wielu koncertów w Polsce, Szwecji i Danii w bardzo trudnym okresie dla Niemena. Był wielkim admiratorem talentu Niemena i otaczał go opieką podczas tras koncertowych. I za to mu chwała.
Kiedyś Romuald Wydrzycki, który znał Lannskara najlepiej z całej rodziny, napisał o nim na naszym forum "szwedzki szeleniec" i to niech wystarczy za cały komentarz.

Wracając do książki, można ją odebrać jako ciekawą historię o przyjaźni i porozumieniu dusz, historię, która nie doprowadziła jednak do szczęśliwego finału, bo przerwała ją śmierć producenta.
Trudno mi jednak zaakceptować pewne „kwiatki”, które pojawiły się w tej książce, zresztą oceńcie sami.
*Artysta we wszystkich utworach wyśpiewywał treści, w których była mowa o człowieku: „Człowiek jam niewdzięczny”, „Człowiek com czynił” (…)str.45
*„Rabinowitz chciał dowiedzieć się, jakie pochodzenie ma Czesław Niemen, ale artyście nie zależało na pieniądzach i tej tajemnicy nie chciał zdradzić” (str165)
*"Szwedzka branża muzyczna powiedziała, że gdybym wcześniej dostał te pieniądze, czyli w roku 1972, to przebiłbym Niemena na Europę i cały świat".(str. 165)
*"Od 1970r. Czesław już był bardzo zaawansowany. Po Aerolit przyszedł Józef Skrzek i cała obstawa." (str.166)
*„Potem był zespół Aerolit(…) Następnie założył jeszcze inny zespół, była to tak zwana grupa Niemena. To już był taki skład , który zawiązał się dokładnie w 1969 r., mniej więcej w latach 1969-70. (str. 253)
*"Terra Deflorata"została wydana w 1989 przez firmę WL Music Production, która to finansowała" (str.256)
*„Oprócz tego został wydana płyta „Piżyk”i to jest w zasadzie przypomnienie z płyty „Marionetki”(…) str.272
*„Wtedy jak przyjechał zespół Czerwono-Czarni do Legnicy(…).Ja miałem dokładnie 12 lat, Czesław, z tego, co wiem 23.(…) Po tym spotkaniu Czesław powiedział mi trochę później, że właśnie wiedział o tym już wtedy,że my się nigdy nie rozstaniemy. I tak też się stało.” (str.281)
Znalazłoby się tego więcej, ale nie chce mi się dalej szukać. Jednym słowem - fanom Niemena nie polecam tej lektury.