Niemen Aerolit

Archiwum forum fanów Czesława Niemena

W poszukiwaniu źródła

Artykuły prasowe o Niemenie. Zakładanie nowych wątków w tym forum jest zablokowane. Komentowanie istniejących - mile widziane.

[1973, Jazz Forum] Niemen - akcent słowiański 2004-01-27 - 2012-11-09 Darek Sieradzki 22 42188
Darek Sieradzki
2004-01-27 01:26:33
Niemen - akcent słowiański
z Czesławem Niemenem rozmawia Paweł Brodowski

Jazz Forum, suplement 6/73

Błyskawicznej kariery Czesława Niemena na Zachodzie nie doczekaliśmy się. Złudzeń takich zresztą nie ma on sam. Faktem jest natomiast, że od paru lat — cegiełka po cegiełce — buduje on tam sobie reputację na miarę swojego talentu.

W dwa lata po nawiązaniu współpracy z zachodnioniemiecką filią wytwórni CBS, legitymuje się Niemen nie błahym, bo trzypłytowym dorobkiem. Obecnie z zainteresowaniem oczekujemy jego czwartej dużej płyty dla CBS, nagranej ostatnio w Nowym Jorku z udziałem muzyków amerykańskich. Każdy z dotychczasowych albumów otrzymał przychylne, czasem nawet entuzjastyczne recenzje fachowej prasy muzycznej, a działalność studyjną uzupełniły wielokrotne wyjazdy grupy Niemena na koncerty i występy telewizyjne do NRF, Belgii i Skandynawii. Do najbardziej udanych należało wspólne tourneé z zespołem Jacka Bruce'a na początku 1972 r., po którym uznano Niemena za czołowego przedstawiciela awangardy rockowej w Europie. Największy z pewnością rozgłos towarzyszył koncertowi olimpijskiemu w Monachium, na którym dzielił on estradę z takimi sławami jak Charles Mingus i The Mahavishnu Orchestra.

Na występach zagranicznych publiczność przyjmowała artystę niemal bez wyjątku bardzo gorąco. Lecz na widowni zasiadali z reguły zwolennicy trendów bardziej wyszukanych, awangardowych, stanowiący przecież niewielką część całej masy odbiorców muzyki. Nagranie płyty z piosenkami rosyjskimi było przedsięwzięciem bardziej komercyjnym. Jednak uwagę zwrócili na nią jedynie miłośnicy muzyki folklorystycznej, a sam Niemen nie jest zainteresowany wyłącznie działalnością w tym wąskim kierunku.

Wobec spiętrzenia się problemów repertuarowych i programowych, a także wobec pogłębiającego się rozłamu muzycznego i organizacyjnego wewnątrz samego zespołu, zaistniała konieczność ściślejszego samookreślenia się artysty. W tej sytuacji latem 1973 r. Niemen rozwiązał swą grupę i rozpoczął współpracę z nowymi muzykami. a perspektywy nagrania płyty w Ameryce zmusiły go do dalszej rewizji kierunku swojej działalności.

W wywiadzie przeprowadzonym tuż przed wyjazdem do Nowego Jorku Niemen, z dużą dozą szczerości i samokrytycyzmu, ocenia swój ostatni dorobek. Jednocześnie uwypukla momen-
ty konstruktywne, w oparciu o które budować będzie kolejny etap swojej twórczości.

JAZZ FORUM: Którą ze swych zagranicznych płyt cenisz sobie najbardziej?

CZESŁAW NIEMEN: Choć z technicznego punktu widzenia nagranie płyty „Strange Is This World" pozostawia niemało do życzenia, uważam, że jest ona najlepsza. Przede wszystkim dlatego, że jest najbardziej osobista. Przeżywałem wtedy okres buntu — w sobie samym — przeciwko motorycznemu powielaniu tego co istniało w muzyce rock-and-rollowej. Typowy rock mnie wtedy nużył. Stąd chętnie nawiązałem współpracę z awangardowym muzykiem Helmutem Nadolskim. W zamierzeniu tym starałem się wprowadzić coś nowego, oryginalnego do rocka. Owe konglomeraty, które charakteryzowały wtedy moją muzykę, pozwoliły na zbudowanie odmiennego obrazu. (Szkoda, że nie dało się tego kontynuować, zwłaszcza, że rozstaliśmy się z Helmutem). Eksperci stwier-dzili jednak, że była to muzyka zbyt trudna, zgoła niekomercyjna. Co więcej, choć płyta otrzymała pozytywne recenzje wielu krytyków w Europie Zachodniej, nie rozeszła się w zadowalającym nakładzie. Należy jednak pamiętać, że towarzyszyła jej bardzo skromna reklama.

JF: Drugą płytą, w kolejności chronologicznej, była „Oda do Wenus".

CN: Uprzeć można byłoby się, że jest równie dobra. Wykazał się tu w aranżacji a nawet kompozycji Józef Skrzek. W rozumieniu muzyki znacznie jednak różnił się ode mnie. Nie zawsze znajdowaliśmy ze sobą wspólny język. Muszę tu zresztą przyznać, że byłem nieco zniechęcony trudną współpracą z muzykami w zespole. Spostrzegłem u nich pewien przerost ambicji. Zapatrzeni w siebie, koncentrowali się niemal wyłącznie na doskonaleniu warsztatu technicznego. Wbrew pozorom nie dawało to spodziewanych rezultatów, a jednocześnie najbardziej cierpiała na tym sama muzyka. Rozrzutność wypowiedzi prowadziła do wielu niepotrzebnych nut. W egoistycznej, zimnej spekulacji został gdzieś zapodziany klimat. „Oda do Wenus" powstała w okresie nawarstwienia się różnych sprzeczności. Mimo dużego ładunku ekspresji jest ona w sumie bardzo chłodna. Co gorsze, okazała się mało oryginalna. Są tam rzeczy, które się już gdzieś słyszało.

JF: Ale przecież i Tobie samemu zarzucano nieuzasadnioną fascynację sprawami czysto technicznymi.

CN: To prawda. Nadal mam tego rodzaju ciągotki. Nie chciałem tu powiedzieć, że jestem wrogiem techniki. Wiadomo, technika ułatwia. Umożliwia przede wszystkim wykonanie momentów tzw. architektonicznych, aranżacyjnych. Dochodzę jednak do wniosku, że im prostsze stosuje się środki, tym ciekawszy można osiągnąć efekt.

JF: Czy w Twoim przypadku potrzeba było poświęcić co najmniej trzy lata niepewnych, eksperymentatorskich poszukiwań, by zrozumieć prawdy, którymi kierowałeś się przecież w początkach swego muzykowania?

CN: Nie mam powodu lekceważyć swojego dorobku z poprzednich lat. Obiektywnie stwierdzić muszę, że było tam wiele nie tyle prostoty co prostactwa. Zresztą nie ma się co dziwić. Nie urodziłem się profesjonalistą i takim nie czuję się do dziś. W moim przypadku jest to niemożliwe. Uważam, że w każdej twórczości najważniejsze jest to co spontaniczne, co wychodzi z wnętrza. Wracając do sprawy prostoty — wydaje mi się, że w tej chwili na tyle dojrzałem, że chyba potrafiłbym robić muzykę właściwie pozornie łatwą. Łatwość polegałaby tu przede wszystkim na dużej sugestywności. Do tego właśnie będę dążyć w swoich następnych zamierzeniach. Zdaję sobie sprawę, że będzie mi ciężko, bo jednak mam ciągotki do komplikowania, do utrudniania technicznego. Będę teraz musiał stoczyć sam ze sobą wielką walkę. Zwłaszcza, kiedy przyjdzie mi wreszcie przygotować płytę dla wytwórni CBS w Nowy Jorku. Chciałbym nagrać tam muzykę oryginalną a jednocześnie strawną. Wiem, że musi tu być miejsce dla ogólnie pojętej muzyki rockand-rollowej,choć o specyficznym, osobistym zabarwieniu. Chciałbym też wnieść jakiś wyraz słowiański, na przykład wykorzystując chóry dużego formatu o specyficznym, cerkiewnym zabarwieniu...

JF: Czy podobne motywacje skłoniły Cię do nagrania płyty z piosenkami rosyjskimi?

CN: Niezupełnie. Nagrałem ją przede wszystkim dla własnej satysfakcji. Folklor rosyjski jest mi szczególnie bliski. Piosenki te śpiewałem przecież w dzieciństwie. Zresztą z zamiarem zrobienia takiej płyty nosiłem się od kilku dobrych lat. W pierwotnym założeniu miała to być płyta dla Polskich Nagrań. Dokonałem nawet pierwszych prób w Polskim Radio. Chciałem ją realizować sukcesywnie, nie spiesząc się. Zanim jednak udało mi się skompletować cały materiał, kilka z tamtych piosenek zupełnie przypadkowo pokazałem dyrektorom CBSu we Frankfurcie n/Menem, Propozycja nagrania wspomnieniowej płyty padła od nich samych. Zresztą rozmowy na ten temat zaczęły się nawet jeszcze wcześniej, podczas mojego pobytu we Włoszech w 1969 r.

JF: O ile dobrze pamiętam, długo zwlekałeś z nagraniem tej płyty. Miałeś jakieś wewnętrzne opory?

CN: Opory te sprowadzały się do czegoś innego. Nie chciałem, by mnie utożsamiano z piosenkarzem par excellence folklorystycznym. Zawsze przecież skłaniałem się ku rzeczom bardziej nowatorskim. Do tej pory zresztą mam poważne obawy, żeby wytwórnia nie zaczęła mnie nagle lansować jako przedstawiciela wyłącznie tego typu muzyki zamykając mnie tym sposobem w szczelne ramki.

JF: Wykonując więc różne gatunki muzyczne dążysz ponad wszystko do zachowania jednej tożsamości?

CN: Utarło się w światowym ruchu muzycznym, że każdy artysta koncentruje się bez reszty nad czymś jednym, swoistym, zgodnym najczęściej z obrazem jaki wyrabia mu reklama, wytwórnia, prasa. Otóż ja nie bardzo się z tym zgadzam. Z jakich racjonalnych powodów miałbym odmawiać sobie wykonywania muzyki, którą lubię i którą potrafię grać? Dlaczego też nie mógłbym nagrać — powiedzmy — eksperymentalnej muzyki do filmu?

JF: Czy możesz powiedzieć jak przygotowywałeś się do nagrania albumu „Russische Lieder"?

CN: Prawdę mówiąc pojechałem na to nagranie zupełnie nieprzygotowany, zresztą celowo nieprzygotowany. Uwielbiam tego typu przedsięwzięcia. W ten właśnie sposób nagrywałem już na przykład muzykę do filmów. Zabrałem ze sobą jedynie gitarę i tzw. „piesiennik". Aranżacje opracowywałem ad hoc na miejscu,

JF: W Twoim Wykonaniu piosenki te odbiegają nieco od oryginałów.

CN: Naturalnie, jest to muzyka stylizowana, ubeatowiona. W dużej mierze podporządkowana jest mojemu odrębnemu stylowi, chociażby w interpretacji.

JF: Czy Twój wyjazd do Stanów Zjednoczonych wiąże się z nagraniem tej właśnie płyty?

CN: W pewnym stopniu tak. Na następnej płycie chciałbym powtórzyć ten sam ładunek ciepła i szczerości, czerpiąc ze źródeł słowiańskich.

JF: Czy uważasz, że nagrywając tę płytę przekonałeś ludzi w CBS o swoich rzeczywistych możliwościach?

CN: Chyba tak. Najbardziej zainteresował ich fakt, że zrealizowałem ją wyłącznie sam, akompaniując sobie na różnych instrumentach, nakładając na playbacku wielogłosowe chóry. Utwierdziło to chyba ich wiarę, że stać mnie na wniesienie odrębnego wkładu do tzw. ogólnej kultury rock-and-rollowej. Natomiast sprawa mojego wyjazdu na nagranie do Stanów ciągnie się już od dłuższego czasu. O ile mi wiadomo, przed dwoma bodajże laty dużym powodzeniem cieszył się tam mój „Bema Pamięci Rapsod Żałobny" do wiersza Norwida. Pewien disc-jockey prezentował go podobno niemal codziennie w radiostacji w Bostonie. W związku z tym wytwórnia CBS otrzymała wiele listów z pytaniami dotyczącymi terminu mojego nagrania w Ameryce.

JF: W jakich warunkach będziesz przygotowywać się do nagrania nowej płyt?

CN: Mam przed sobą perspektywę dwumiesięcznego pobytu w Nowym Jorku w okresie grudzień — styczeń. Początkowo pracować będę sam. Zapewniono mi lokal z fortepianem i magnetofonem. Kiedy już rozpiszę aranżacje, przystąpię do prób z muzykami. Jakich muzyków dostanę? — Nie wiem. W najgorszym wypadku będą to zawodowi „sessionmani". Istnieje możliwość wykorzystania paru znanych nazwisk, np. Johna McLaughlina, Jana Hammera, lub kogoś z Santany — wszyscy oni są na stałe związani z wytwórnią CBS.

JF: Kiedy dokonasz wyboru repertuaru?

CN: W zasadzie muzykę będę komponował i aranżował dopiero na miejscu. Być może powtórzę kilka utworów z poprzedniego okresu. Na wszelki wypadek zabieram ze sobą wszystkie płyty jakie wydałem. Natomiast jeśli chodzi o instrumentarium, pracuję obecnie nad syntetyzatorem, wykorzystam na pewno melotron. Bardzo liczę, jak już wspomniałem, na udział dużego chóru, który mógłby wprowadzić do mojej muzyki elementy oryginalne. Czeka mnie jednym słowem ciężka praca. Będę musiał solidnie się przygotować, dużo przemyśleć...

JF: Myślę, że i w tekstach powinieneś podkreślić pierwiastek słowiański.

CN: Oczywiście. Będę kontynuował interpretacje wierszy poetów polskich. I tym razem częściowo oprę się na twórczości Norwida, z którą łączy mnie jakaś więź duchowa. Jego wiersze czuję muzycznie, słyszę ich rytmikę i harmonię. Upaja mnie ich potęga i monumentalizm.

JF: Mówiliśmy o Twoich płytach zagranicznych. A jak układa się Twoja współpraca z naszą rodzimą wytwórnią, Polskimi Nagraniami?

CN: Bardzo cenię ludzi, którzy tam pracują. Martwi mnie jednak brak właściwej aparatury. Co gorsze, odnoszę wrażenie, że produkcja płyt trwa tu coraz dłużej. Na ostatnią płytę („Niemen", vol. 1 i 2) musiałem czekać — właściwie nie ja, lecz ci co interesują się moją muzyką — przeszło rok. Poza tym, po ostatecznym wytłoczeniu, okazało się że ten podwójny album bardzo źle brzmi. Przyczyny tego można doszukiwać się chyba w wadliwym miksowaniu podczas tłoczenia matrycy... Są pogłoski, że w przyszłym roku Polskie Nagrania mają zainstalować w studio magnetofon szesnastośladowy. Pokusić się wtedy będzie można o nagranie płyty wyłącznie solistycznej, gdzie nałożyłbym sam wszystkie instrumenty.

JF: Nie tak dawno dałeś się poznać publiczności kinowej jako sugestywny odtwórca bezosobowej roli Chochoła w „Weselu" Wajdy. Nie wszyscy natomiast wiedzę o Twojej działalności kompozytorskiej w filmie.

CN: Pierwsze moje nagranie filmowe to muzyka do krótkometrażówki Janusza Kondratiuka pt. „Dziewczyny do wzięcia". Natomiast ostatnio — w sierpniu — zrobiłem muzykę do filmu telewizyjnego Janusza Łęskiego, pt. „Sobie — Król". Nagrywałem sam, choć również skorzystałem z pomocy gitarzysty Jurka Grunwalda. Wykorzystałem tu kilka instrumentów — syntetyzator, melotron, fortepian, gitarę a także głos. Ten rodzaj pracy bardzo mi przypadł do gustu. Myślę, że moja dalsza działalność pójdzie w tym właśnie kierunku.

JF: A inne plany?

CN: Otrzymałem ostatnio od Filharmonii w Zielonej Górze konkretną propozycję napisania muzyki w formie oratoryjnej według dowolnego libretta na duży chór i orkiestrę symfoniczną. Wyobrażani sobie tam i swój własny udział. Być może wykorzystam do tego utwór Norwida pt. „Do Najświętszej Panny Marii". Jeśli czas mi pozwoli, planuję to na koniec września przyszłego roku.

Reżyser Andrzej Kondratiuk — brat Janusza — sugeruje mi wspólne opracowanie czegoś w rodzaju misterium. Widzi on tu również współudział Helmuta Nadolskiego i Igi Cembrzyńskiej. Nie chciałbym jednak działać pospiesznie. Myślę, że na te sprawy nigdy nie będzie za późno. Najchętniej zająłbym się tym wtedy, kiedy przestanę wojażować, o czym zresztą marzę.

JF: Marzysz?

CN: Tak. Moim marzeniem jest praca na miejscu. Chciałbym mieć studio z możliwościami playbackowymi. Chciałbym eksperymentować, bawić się w tworzenie nowych rzeczy. Byłoby to możliwe gdybym nie miał zobowiązań koncertowych. Taka praca byłaby najbardziej efektywna.

JF: Czy nie wydaje Ci się, że to zniechęcenie do działalności koncertowej powstało u Ciebie w rezultacie rozczarowania i niesmaku po odejściu byłej grupy towarzyszącej? Mam tu na myśli Twoją niełatwą współpracę z Józkiem Skrzekiem, Jurkiem Piotrowskim i Antymosem Apostolisem.

CN: Być może jest w tym trochę racji. Zaznaczyć jednak muszę, że męczy mnie sama forma występowania na estradzie jako taka. Jeśli zaś chodzi o muzyków, na szczęście u nas ich nie brak. Trzon mojej nowej grupy tworzy były zespół ze Śląska „Krzak": Maciej Radziejewski — gitara, Jan Błędowski — skrzypce, gitara, instrumenty klawiszowe, oraz Jacek Gazda — gitara basowa. Na perkusji gra mało znany, utalentowany muzyk z Białegostoku — Piotr Dziemski. Sam natomiast, oprócz śpiewania, będę chciał skoncentrować się na obsłudze syntetyzatora i melotronu. Ostatnie wyjazdy zagraniczne w tym składzie były nie mniej udane od poprzednich. Spotkaliśmy się z serdecznym przyjęciem w NRF. Bardzo cieszę się również na nasze wspólne dwumiesięczne tourneé po Związku Radzieckim, planowane na zimę przyszłego roku.

JF: Więc mimo wszystko znowu włóczęga?

CN: No cóż, to prawda. W tym wypadku cieszę się wyjątkowo, gdyż jadę tam koncertować po raz pierwszy.
Markovitz
2006-01-30 00:37:33
Darek SieradzkiNiemen - akcent słowiański
z Czesławem Niemenem rozmawia Paweł Brodowski

Jazz Forum, suplement 6/73
Ze wstępu : W 2 lata po nawiązaniu współpracy z (...) filią wytwórni CBS, :N: legitymuje się nie błahym, bo 3- płytowym dorobkiem. Obecnie z zainteresowaniem oczekujemy jego czwartej dużej płyty dla CBS, nagranej ostatnio w Nowym Jorku z udziałem muzyków amerykańskich


Chciałbym cofnąć czas do tego momentu -a Wy ? :)

Paweł Brodowski latem 1973 r. Niemen rozwiązał swą grupę i rozpoczął współpracę z nowymi muzykami

W tym jednym zdaniu ukryty jest dramat , ale i wielka tajemnica : bo już żadnemu muzykowi nigdy później Czesław Niemen nie zaufa tak- jak muzykom znanym od tego czasu jako SBB ...

:N: : "..męczy mnie sama forma występowania na estradzie jako taka. Jeśli zaś chodzi o muzyków, na szczęście u nas ich nie brak. Trzon mojej nowej grupy tworzy były zespół ze Śląska -„Krzak":
Maciej Radziejewski — gitara, Jan Błędowski — skrzypce, gitara, instrumenty klawiszowe, oraz Jacek Gazda — gitara basowa.
Na perkusji gra mało znany, utalentowany muzyk z Białegostoku — Piotr Dziemski
".

Niewielkie rotacje składu były i wcześniej, i później : np. gdy Piotr Dziemski zastąpił perkusistę Krzaka, albo gdy Maciek Radziejewski poszedł do wojska i gitarą zawładnął niepodzielnie Sławomir Piwowar.
Sam jako uszczerbek w brzmieniu zespołu odczuwam odejście z grupy J.Błędowskiego, choć przecież Andrzej Nowak znakomicie uzupełniał Niemena w grze na klawiszach.
Właśnie ten skład wyróżniał Niemen (spośród wielu innych konstelacji) jako grupę marzeń.
Ale już w tej rozmowie pojawia się sygnał, iż Naszemu Bohaterowi bardzo przypadła do gustu praca solo. Oto kolejny cytat:

:N: : ... zrobiłem muzykę do filmu telewizyjnego Janusza Łęskiego, pt. „Sobie— Król". Nagrywałem sam, choć również skorzystałem z pomocy gitarzysty Jurka Grunwalda. Wykorzystałem tu kilka instrumentów — syntetyzator, melotron, fortepian, gitarę a także głos. Ten rodzaj pracy bardzo mi przypadł do gustu.

Zapewniam, że nie było łatwo odnaleźć autora tekstu utworu zaprezentowanego (w dwóch skróconych wersjach) w ścieżce dźwiękowej "Sobie- króla".
-O kogo zatem chodzi ?
Nie napisał tego nawet red.Dariusz Michalski w swym zbiorze radiowych wywiadów (str.76), lecz Ci, którzy jeszcze nie wiedzą - już wkrótce dowiedzą się z albumu- Dyskografii. 8)
A muzyka do filmu J.Kondratiuka, nagrana jeszcze z Grupą :n: - czy nie zasługiwała wówczas na wydanie ?
Jednak w 1973r.- plany Czesława wykraczały poza nasze najśmielsze przypuszczenia:

:N: : "Mam przed sobą perspektywę dwumiesięcznego pobytu w Nowym Jorku w okresie grudzień — styczeń. Początkowo pracować będę sam. Zapewniono mi lokal z fortepianem i magnetofonem. Kiedy już rozpiszę aranżacje, przystąpię do prób z muzykami. Jakich muzyków dostanę? — Nie wiem. W najgorszym wypadku będą to zawodowi „sessionmani". Istnieje możliwość wykorzystania paru znanych nazwisk, np. Johna McLaughlina, Jana Hammera, lub kogoś z Santany — wszyscy oni są na stałe związani z wytwórnią CBS."

Ostatecznie Hammer uparł się, że będzie grał na perkusji , bo ..w takiej roli widział go na swej płycie .. z J. Mc Laughlinem... sam Carlos Santana. No i wybitny klawiszowiec usiadł za zestawem perkusyjnym. Jaka szkoda, że :N: nie mógł zabrać do Stanów Piotra...
Ale czy dziś ktoś z młodych muzyków polskiego "topu" jest w stanie uwierzyć w możliwość dokonywania wyborów między Takimi nazwiskami przez polskiego artystę ?!
Wątpię. W zbiorowej świadomości radiowi prezenterzy zakodowali przekaz, że rock w Polsce zaczął się od Muzyki Młodej Generacji, a największy sukces zagraniczny odniosła Basia...
:wink:
Zainspirowany postami Wireqa -postanowiłem i ja (to na zakończenie) przypomnieć o istnieniu tego zapomnianego przez ostatnie pół roku podforum...
gasket
2006-02-01 16:13:07
Markovitz
Paweł Brodowski latem 1973 r. Niemen rozwiązał swą grupę i rozpoczął współpracę z nowymi muzykami

W tym jednym zdaniu ukryty jest dramat , ale i wielka tajemnica : bo już żadnemu muzykowi nigdy później Czesław Niemen nie zaufa tak- jak muzykom znanym od tego czasu jako SBB ...

:N: : "Jeśli zaś chodzi o muzyków, na szczęście u nas ich nie brak.
dramat to jest raczej ukryty w drugim zdaniu - ponizej
podobne zdanie napisze pozniej w swoich wspomnieniach dla teraz rocka
jedno z tych zdan budzacych u mnie biala goraczke - jesli nie brak muzykow - to nie brak takze na szczescie - niemenow
w teraz rocku dodal - a zwlaszcza perkusistow - no to dziemskich tez nie brakuje - panie madry!

ale - tak sobie mysle - moze on takim gadaniem usilowal siebie przekonac - ze znajdzie taki zespol - i ze rozpad niemena to nic -
takie samozachowawcze nie przyjmowanie do wiadomosci - prawdy - a moze fatum ktore wspominal
Markovitz
2006-02-01 18:43:50
gasket jesli nie brak muzykow - to nie brak takze na szczescie - niemenow (...) dziemskich też nie brakuje - panie madry!

O to chodzi Panie mądry, że brakuje i to bardzo.
Niestety pan Gasket nie może być mądrzejszy o doświadczenie ciar na plecach, jakie były udziałem słuchaczy koncertów Grupy :n: AEROLIT .

Na koncertach w Niemczech grali utwory znane z płyt nagranych jeszcze z towarzyszeniem ulubionej Grupy Gościa.
No i wychodzi na to , że znów zirytuję niewinnym stwierdzeniem : zaiste talentów jako diamenty w tym czasie w Polsce nie brakowało -przyćmić takich zuchów jak tamto Trio .. fiu, fiu.
Nie było łatwo , a jednak ... 8)
wireq
2006-02-01 19:51:41
Gasket napisał:

jesli nie brak muzykow - to nie brak takze na szczescie - niemenow


Oj, Gasket. Zadam (bom czegoś nieświadom) pytania jak czekista: nazwiska, adresy, kontakty??? Gdzie oni są???* Ci wszyscy nowi "Niemenowie"?

* - błagam, nie ruszajmy za chwilę ś.p. Grzegorza Ciechowskiego.
gasket
2006-02-02 11:15:32
Markovitz
gasket jesli nie brak muzykow - to nie brak takze na szczescie - niemenow (...) dziemskich też nie brakuje - panie madry!

O to chodzi Panie mądry, że brakuje i to bardzo.

No i wychodzi na to , że znów zirytuję niewinnym stwierdzeniem : zaiste talentów jako diamenty w tym czasie w Polsce nie brakowało -przyćmić takich zuchów jak tamto Trio .. fiu, fiu.
Nie było łatwo , a jednak ... 8)
na poczatek - ciesze sie ze zrozumieliscie
nae - mowiac ze nie brakowalo muzykow - bzdurzyl!
bo muzykow brakowalo - i niemenow i dziemskich i skrzekow

dlatego niemen czy sbb byli bezkonkurencyjni - bo lokalnej konkurencji nie bylo

usmiechne sie tylko na sformulowanie ze zespol aerolit przycmil sbb...
niektorzy rzeczywiscie zyja w jakims wyimaginowanym swiecie

i nie przycmila go ani laborka ani skaldowie ani alex band
za to calkowicie zmitly go - z powierzchni planety - maanam kombi jakis oddzial zamkniety
ale to juz inna bajka
wireq
2006-02-02 13:46:51
Gasket napisał:

usmiechne sie tylko na sformulowanie ze zespol aerolit przycmil sbb...
niektorzy rzeczywiscie zyja w jakims wyimaginowanym swiecie
i nie przycmila go ani laborka ani skaldowie ani alex band
za to calkowicie zmitly go - z powierzchni planety - maanam kombi jakis oddzial zamkniety
ale to juz inna bajka


Gasket, drogi kolego, dlaczego wrzucasz do jednego gara zbyt wiele składników: SBB, Aerolit, Laboratorium, Skaldowie, Alex Band??? Zapomniałeś jeszcze dodać orkiestry Debicha i Miliana albo ansambl 2+1. Zamiast smacznego bigosu przygotowałeś nam paskudną breję ...

Aerolit nie był prostacką kalką SBB lecz kolejnym etapem brzmieniowych poszukiwań Niemena. W poznanych przeze mnie nielicznych wersjach koncertowych Aerolit był grupą brzmiącą rewelacyjnie. To było granie inne niż z SBB - inne barwy i środki wyrazu, inna ekspresja, inna wrażliwość, inne role muzyków w zespole. A w kwestii SBB: jak mogła go przyćmić Laborka, kopiująca Weather Report, albo inne wymienione przez Ciebie zespoły z zupełnie innych dźwiękowych światów? I nie zgodzę się, że SBB zmiecione zostało przez składy spod znaku "Muzyki Młodej Generacji". Z jednej strony miłośnicy Maanamu, Kombi, czy OZ, to nie populacja odbiorców twórczości SBB, bo energetyczne choć granie prostych melodyjek niełatwo porównywać z propozycjami Skrzeka&Co. Z drugiej zaś strony konfrontacja warsztatowych umiejętności dżentelmenów z załóg "MMG" z SBB, to po troszę ustawienie na "dźwiękowym" ringu Tysona i Gołoty. Z wiadomym zresztą skutkiem ...
gasket
2006-02-02 17:16:26
wireqSBB, Aerolit, Laboratorium, Skaldowie, Alex Band??? przygotowałeś nam paskudną breję ...
skaldow dodalem z nader prostej przyczyny - otoz jest na tym forum wielki fan tego zespolu - ktory znajdyje sie w posiadaniu wiekszosci niepublikowanych nagran nae
wspominajac skaldow jako jeden z najlepszych zespolow rockowych tamtych czasow chce sobie zaskarbic jego sympatie - moze co przysle -

co do aerolitu - sygnalizuje ze nikogo nie zacmil wtedy - bo ani nie cmil za bardzo ani za dlugo

na pewno byl to dobry zespol ale jakos tak sie rozplynal i zniknal
publika wybrala sbb a potem maanam - taki to juz biznes
no i inna bajka
Markovitz
2006-02-02 18:26:41
gasket usmiechnę sie tylko na sformulowanie że zespol aerolit przycmil sbb...
niektorzy rzeczywiscie żyją w jakims wyimaginowanym świecie ..

.. świecie wartości muzycznych, a nie paszoł-biznesu 8)
Kiedyś jednak -mam nadzieję- wszyscy posłuchamy z oficjalnej płyty np. AEROLITU w What have I done z koncertu ..
i wiem, że większość z nas zachowa się tak: :o ... z wyjątkiem Gasketa (rzecz jasna), który nadal będzie udawał, że to nic takiego ...
Zresztą nie musimy czekać do wydania koncertowej płyty -niebawem nadarzy się okazja, aby naocznie (i nausznie :lol: ) się przekonać .
edit 02 02 06; 22:46
Oczywiście schodząc na temat zaplecza menażersko- organizacyjnego Gasket ma rację - w II poł. lat 70-tych SBB pobiło inne polskie grupy na głowę.
Ale już w 1979r. panowie od MMG zdominowali media i dla SBB nie starczyło miejsca... Nastąpiło całkiem spokojne zmęczenie. Zresztą trzeba przyznać, że Trio za wysoko podnosiło poprzeczkę- jak dla tej generacji ...
gasket wspominajac skaldow jako jeden z najlepszych zespolow rockowych tamtych czasow chce sobie zaskarbic jego sympatie (znaczy Maćka-przyp.M-tz) może co przyśle..

Nazbyt czytelny to wybieg :
nie z nami te numery ..Gasket :twisted:
.. Ale .. mimo wszystko to miłe z Twojej strony.
Gdybyś jeszcze częściej chciał stosować ten patent w stosunku do Muzyki NAE ...


Wracając do meritum tego wątku proszę Was o analizę poniżej zamieszczonej wypowiedzi Niemena z 1973r. :
Darek Sieradzki cytując wywiad P.Brodowskiego
:N: : „Oda do Wenus" powstała w okresie nawarstwienia się różnych sprzeczności. Mimo dużego ładunku ekspresji jest ona w sumie bardzo chłodna. Co gorsze, okazała się mało oryginalna.
Są tam rzeczy, które się już gdzieś słyszało.

Gdzie Waszym zdaniem są te rzeczy , które już się słyszało ?
gasket
2006-02-03 15:57:37
Markovitz
gasket niektorzy rzeczywiscie żyją w jakims wyimaginowanym świecie ..
.. świecie wartości muzycznych, a nie paszoł-biznesu
w swiecie subiektywnych i sentymentalnych wartosci muzycznych

do przypomina oda? nigdy tej plytki nie lubilem - ciesze sie ze nae takze
wolalbym posluchac np - teraz masz 16 lat owszem to jest cos

tak - 16 lat i to ile razy!
Ewa
2006-02-03 17:32:45
Markovitz
Darek Sieradzki cytując wywiad P.Brodowskiego
:N: : „Oda do Wenus" powstała w okresie nawarstwienia się różnych sprzeczności. Mimo dużego ładunku ekspresji jest ona w sumie bardzo chłodna. Co gorsze, okazała się mało oryginalna.
Są tam rzeczy, które się już gdzieś słyszało.

Gdzie Waszym zdaniem są te rzeczy , które już się słyszało ?

Nie wiem, dlaczego Niemen tak mówił o tej płycie. Zupełnie się z Nim nie zgadzam, bo bardzo lubię tę płytę. Są tu przecież fantastyczne utwory, zwłaszcza tytułowa Oda i What a beautiful woman you are, a angielskie wersje Puppets czy What have I done brzmią świetnie. Nie wiem, co miał na myśli, mówiąc o rzeczach, które już się słyszało, może polskie wersje tych utworów?
wireq
2006-02-03 18:01:26
Trudno mi opisać mój stosunek do tej płyty, bo jej prawie nie znam. Miałem z "Odą" jeden kontakt, słysząc prezentację w radiu, a było to ... hmmm ... wstyd wpisać ile lat temu.

Zauważmy jednak, że Niemen rzadko zadowolony był ze zrealizowanych w przeszłości nagrań i z reguły w wywiadach akcentował techniczne lub wykonawcze niedoskonałości, których my, jako fani, z reguły nie dostrzegaliśmy. Taka postawa pozytywnie świadczy o twórcy (jego skromności i samokrytycyzmie). Myślę, że Czesław świadomie nie wskazał nieoryginalnych fragmentów "Ody". Lubił pozostawiać krytykom pole do popisu. Najciekawsze, że niechętni mu dziennikarze z prasy muzycznej (a takich nie brakowało) nie poszli tym tropem. Czyżby w sedno trafiła Ewa pisząc: "Nie wiem, co miał na myśli, mówiąc o rzeczach, które już się słyszało, może polskie wersje tych utworów?"
gasket
2006-02-06 14:21:24
MarkovitzGdzie Waszym zdaniem są te rzeczy , które już się słyszało ?
myslalem ze chodzi tylko o podanie zrodla - chodzilo o mahavishnu oczywiscie
jeszcze raz przeczytalem pytanie a tu chodzi o gdzie - z tego co pamietam to co najmniej w czterech miejscach - z glowy przypominam sobie tylko temat w tytulowym - ten z grzebieniem - brzmi jak mahavishnowe unisono gitary ze skrzypcami - i nie tylko brzmienie bo temat jakby caly wziety z mahavishnu
drugi to poczatek chyba com uczynil

pozostalych nie pamietam ale generalnie duch mahavishnu plata sie po calej odzie
Markovitz
2006-02-06 14:37:00
gasket... brzmi jak mahavishnowe unisono gitary ze skrzypcami

Ten "duch" 'MO' leciał raczej nad polami słoneczników , ale do analogii typu "zasłyszane u McLaughlina " jest wciąż jeszcze bardzo daleko ... Poza tym relacje Grupy :n: z Mahavishnu Orch. wykraczały poza jednostronną fascynację. Hammer i koledzy nie mogli się nadziwić , że za żelazną kutyną wyrósł zespół tak oryginalny...

Były wspólne jamy i próby przed koncertem w Monachium ...
wireq
2006-02-13 17:08:12
Słucham, nie wiem już który raz z kolei, „Ode to Venus”. Trochę mi wstyd, że wcześniej nie zdołałem szczegółowo poznać tej płyty. Uwzględniając czas, gdy powstawała ta muzyka (rok 1973) można być pełnym podziwu dla umiejętności warsztatowych i koncepcji artystycznej twórców albumu. Jednak analizując zapis tego, co zawiera krążek i znając ówczesne konsekwentne dążenia Niemena do poszukiwań tego, co „nowe”, nie można być zdziwionym, że ta płyta była dźwiękowym epilogiem zjawiska o nazwie Grupa Niemen. „Oda” to dokument ilustrujący efekty starcia dwóch silnych osobowości (Niemena i Skrzeka) w zespołowej skądinąd dziedzinie sztuki. Gdybym (czego nie lubię) potraktować miał ocenę wysłuchanej muzyki w kategoriach quasi-sportowych zawodów ogłosiłbym zwycięstwo koncepcji aranżerskiej Józefa Skrzeka, który nadał kompozycjom charakterystyczny rys, właściwy „szkole imienia Johna McLaughlina”. Charakterystyczne dla późniejszego SBB są obecne w większości utworów omawianej płyty podniosłe introdukcje, grane w niespiesznym tempie, długo wybrzmiewające frazy, z wyeksponowanym jasnym dźwiękiem gitary Lakisa - „Ode to Venus”, „Słoneczniki” i „From The First Major Discoveries” są tu typowymi przykładami architektury utworów nagrywanych później samodzielnie przez SBB.

Różni tę płytę od poprzednich nagrań Grupy Niemen („Strange..”, „Marionetek”, „Requiem dla Van Gogha”) znacząca przewaga partii aranżowanych. Pozbawienie muzyki na tej płycie fragmentów improwizowanych było świadomym gestem w kierunku zdobycia odbiorcy nieprzygotowanego do „pozarockowych” wrażeń. W zasadzie przestrzeń pozostawiona dla solowych wypowiedzi instrumentalnych, to krótkie, precyzyjnie przydzielone odcinki, w których liczą się lakoniczne, kipiące energią i nerwową ekspresją gitarowe komentarze Lakisa i Skrzeka. I nie jest to zarzut. Genialnie brzmi na przykład środkowa, instrumentalna część „What Have I Done”, naładowana dźwiękowym dynamitem, zagranym unisono przez organy i gitarę. Kopalnią (źródłem) pomysłów stał się przede wszystkim utwór „One Word” z płyty „Birds Of Fire” Mahavishnu Orchestra. Echa niosą po kilku utworach zarejestrowanych na „Ode to Venus”, a niewątpliwą kalką jest na przykład instrumentalny dialog Skrzeka i Apostolisa we „From The Major Discoveries”. Gdyby J. McLaughlin nie stworzył swojej Mahavishnu, wypuszczając w rezultacie w świat płyty „The Inner Mounting Flame” lub wspominaną już „Birds Of Fire”, to pewnie na „Odzie” nie byłoby też „Słoneczników”. Przyznam, że oryginalnie zastąpiono innymi środkami (grzebień, smyczek używany przez gitarzystę) skrzypce Jerry’ego Goodmana. Efekt jest rewelacyjny w odbiorze, a brzmi chwilami aż za „słodko” i wyraźnie opozycyjnie wobec klimatu pozostałych nagrań.
W „What A Beautiful Woman You Are” Grupa Niemen gra momentami charakterystyczne, skomplikowane łamańce rytmiczne jeszcze sprawniej i szybciej od Mahavishnu (jawi mi się to chwilami, jako nieprawdopodobne) i zastanawiam się, czy nie jest to w tym przypadku wynik umiejętnego montażu i obróbki materiału? Ewenementem, kompletnie wyalienowanym z klimatu płyty, jest jedynie pożegnalny „Rock For Mack”. O tym, komu zadedykowany został wiemy nie od dziś (są na ten temat stosowne posty na forum), ale bez odpowiedzi pozostaje kwestia czy utwór ten znalazł się na krążku w charakterze „wentyla bezpieczeństwa”, rozładowującego patetyczne miejscami nastroje, czy miał być rodzajem instrumentalnego żartu, albo też sygnałem, że „my też potrafimy grać klasycznego r&rolla”?

Bez głosu Niemena i jego wkładu kompozytorskiego ta płyta byłaby klimatycznie „arktyczna”. Niemen ma rację, że z „Ode to Venus” ulatują chłodne fluidy. Pomijam wokalne próby Skrzeka, które w konfrontacji z Czesławem brzmią … hmm … no dobrze – aby nikogo nie urazić – po prostu są urozmaiceniem nagrań. Lecz spróbujmy sobie wyobrazić tę płytę bez śpiewu Czesława? Czym byłaby „Ode to Venus”? Na mój gust jedynie starannym wypracowaniem, zainspirowanym dokonaniami Mahavishnu. Nie uważam, że rozpad Grupy Niemen był złem lub błędem. Przecież efektem tego muzycznego „rozwodu” było powstanie dwóch nowych, znakomitych formacji: SBB i innych składów, znanych jako Niemen Aerolit.
I jeszcze jedno – w odróżnieniu od Gasketa – polubiłem „Ode To Venus”. Chociaż w czasie znanego mi, pożegnalnego koncertu Grupy Niemen, utwory z „Ode To Venus” brzmiały ciekawiej: w porównaniu z wersjami z płyty w muzyce było więcej przestrzeni, improwizacji, niewiadomego … wolałbym usłyszeć koncert. Może ktoś z forumowiczów wie coś o tajemniczych nagraniach „live” Grupy Niemen?
gasket
2006-02-14 15:09:43
ciesze sie ze ktos jeszcze tez doszukal sie podobienstwa z mahavishnu - tak jak ja - czy niemen
nae powiedzial ze sa tam rzeczy ktore gdzies sie juz slyszalo
tak - trzeba bylo slyszec najpierw mahavishnu
jak ktos nie sluchal - to skad moze wiedziec?

---- sa tam rzeczy ktore gdzies sie juz slyszalo ----

ladnie powiedziane byloby to - gdyby chodzilo o wlasna plyte - ale w artykule jest akurat mowa o muzykach wspoltworzacych
skrzek ta plyte aranzowal - to slychac widac i czuc

szkoda ze na innych wlasnych plytach artysta nie doszukiwal sie fragmentow ktore gdzies sie juz slyszalo-

jak to bylo z ta belka w oku - ???
wireq
2006-02-14 19:18:55
Fragmenty zasłyszane przez Niemena u innych, a znalezione potem na jego płytach to inny wątek. Warto poświęcić mu odrębny kącik tematyczny. Jakoś nie zwrociłeś uwagi na inny wywiad z Czesławem, dostępny na tym forum (http://www.venco.com.pl/~dsier/Niemen/f ... .php?t=472). Dla porządku przytoczę najistotniejszy fragment rozmowy Niemena z dziennikarzem:

"Skrzek był już wtedy wschodzącą gwiazdą naszego rocka. Czy konflikt, który spowodował rozstanie był tylko ambicjonalny, czy również muzyczny? On od początku miał ambicje, żeby robić swoje rzeczy. Ja byłem wymagającym szefem, ale - liberalnym. To nie zawsze było dobre, co dostrzegam słuchając po latach naszych płyt... Bo uważam, że ewidentne zapożyczenia nie mają racji bytu. Nie mówię, iż sam jestem święty. Na pewno od innych sporo się nauczyłem. Natomiast nie uprawiałem „cytatów". Kiedyś nawet miałem takie rozmowy z Namysłowskim. Mówił, że trzeba grać standardy, aby dobrze grać. A ja na to, że właśnie - nie. Bo jak gitarzysta umie wszystkie zagrywki Hendrixa, to już się nigdy od tego nie odczepi, nie zagra nic swojego... Ja nie uczyłem się standardów i potem uchodziłem za takiego faceta, co to tylko dotyka, nie umie grać (śmiech). Jestem pewny, że kiedyś ktoś przeanalizuje, czy moje granie jest warte miana swoistej - żeby nie powiedzieć: odważnej - wirtuozerii. Najważniejszy jest spontan, a nie kalkulacja... A ze Skrzekiem zagraliśmy podczas olimpiady w Monachium w światowym gronie - obok Charlesa Mingusa i Mahavishnu Orchestra. No i Skrzeka, Piotrowskiego i Apostolisa poraziło wtedy to jazzrockowe Mahavishnu. Nie ukrywam, że mnie także... Ale żeby bazować tylko na tym?".


Więc w kwestii tej belki masz rację, czy też nie? Skoro możesz zasypać nas przykładami niemenowskich zapożyczeń (he, he - sam kilka może też bym znalazł), to załóż nowy temat i podyskutujemy. Pamiętaj jednak o cienkiej granicy w tej materii, która różni świadome zżynanie od twórczej inspiracji.
gasket
2006-02-21 15:23:49
Natomiast nie uprawiałem „cytatów". Kiedyś nawet miałem takie rozmowy z Namysłowskim. Mówił, że trzeba grać standardy, aby dobrze grać. A ja na to, że właśnie - nie. Bo jak gitarzysta umie wszystkie zagrywki Hendrixa, to już się nigdy od tego nie odczepi, nie zagra nic swojego... Ja nie uczyłem się standardów i potem uchodziłem za takiego faceta, co to tylko dotyka, nie umie grać (śmiech).
bzdury wierutne wirqu w tym cytacie - jak zwykle - bzdury wierutne dostajemy do wierzenia

- tym razem dla odmiany - pochwala nieuctwa
no po co sie uczyc - jeszcze moznaby sie bylo czegos nauczyc!! ojej!! nie!!
nie mozna grac standardow - nie mozna grac hendrixa

otoz - dwa punktu tylko zeby sie nie rozpisywac:

1- to ze ktos w szkole muzycznej przegrywa sobie mozarta czy griega nie znaczy ze bedzie gral tak jak oni
jezeli ktos studiuje kompozycje beethovena czy mahlera nie znaczy ze bedzie komponowal jak oni
- to jest tylko ta konieczna nauka warsztatu potrzebna do dobrego wykonywania rzemiosla
bez tego bedzie to tylko osmieszanie sie i wywazanie otwartych drzwi

2- wszyscy muzycy - moze do rock and rolla - przegrywali sobie standardy - powazka caly jazz - i miles i trane i ornette i mingus
i nic im sie od tego nie stalo - kazdy byl indywidualnoscia - i to powaznym indywidualista - dzieki glebokiemu zakorzenieniu w tradycji
wlasnie grywanie standardow dawalo takie zakorzenienie
bo bez tego korzenia wyrasta kwiatuszek szybciutko - i szybciutko usycha

Bo jak gitarzysta umie wszystkie zagrywki Hendrixa, to już się nigdy od tego nie odczepi
moze i racja - bo sam nae nigdy nie odczepil sie od murzynsko-prawoslawnych zaspiewow i pseudoorientalnych ozdobnikow
a te tzw kompozycje... - dajmy temu spokoj na razie

chyba jednak rodzice mieli racje gdy ostrzegali nas i mowili ze ta muzyka zepsuje nam sluch gust i resztki muzykalnosci

nie wymagamy juz od tzw artystow - dziel - wspanialych - takze technicznie - zakorzenionych w tradycji i osadzonych we wspolczesnosci - i patrzacych smialo w przyszlosc

- muzyka nie jest juz dla nas swietem

dzieki takim panom rockowcom - boimy sie ze wiedza i poznanie sa przeszkoda w odbiorze dziela

robimy sie za ich namowa nieukami - zeby nie moc ocenic ich wielkiego muzycznego -kunsztu-
bo posklejanie trzech czy czterech akordow w prostym rytmie z dodana mniej lub bardziej pasujaca linia melodyczna do spiewania - zadnym kunsztem nie jest

dla uspokojenia nazywamy ich sobie wybitnymi artystami geniuszami - a ich wytwory - dzielami
i cieszymy sie ze mamy kontakt z prawdziwa sztuka przez duze s
gorzko-gasket
wireq
2006-02-21 20:11:58
Hey, Gas, rozchmurz się i wyluzuj. Myślę, że przesadzasz z "bzdurami i pochwałą nieuctwa". Oczywiście zgadzam się, że warsztat muzyka to nieustanne ćwiczenia, granie wprawek, spisywanie i odgrywanie cudzych solówek, analiza wzorcowych kompozycji, ale domyślam się, że Niemen użył zbyt daleko idącego skrótu myślowego.

Mój najzupełniej osobisty pogląd, niemający żadnego oparcia w literaturze przedmiotu, stanowi że jazz był (i jest) sztuką muzykowania stosunkowo nieskomplikowaną co do formy. Są tu proste tematy, schematycznie z reguły wyznaczane solistom pola do improwizacji, dominujące znaczenie ma chwilowa wyobraźnia i emocje oraz instrumentalna ekwilibrystyka wykonawców. Wiem, Gasket że zaraz wyliczysz mi:

- suity jazzowe Duke'a Ellingtona,
- "progressive jazz" Woody Hermana i Stana Kentona
- klasycyzujący Modern Jazz Quartet,
- "Trzeci nurt" Guntera Schullera
- twórczość Gila Evansa (w tym okres wspólpracy z M. Davisem),
- i wiele innych jazzowych działań wykraczających poza opisany schemat.

Lecz generalny obraz pozostanie, taki jak wyżej - jazz to nie filharmonia. Podobnie ma się sprawa z rockiem. Obie te muzyczne gałązki, wyrastające z pnia muzyki, mają charakter wybitnie użytkowy (służyć miały - i służą - głównie rozrywce) w odróżnieniu od misji przypisywanej tzw. "muzyce poważnej". Stąd porównywanie bezsprzecznej maestrii kompozytorskiej twórców symfonii, sonat, oper z nieskomplikowanymi architektonicznie utworami rocka - w tym progresywnego - mija się z celem.

Standardy ... cóż były "solą" jazzu z kilku podstawowych powodów. Jak wspomniałem liczyły się tu proste tematy, a w początkach jazzowego zjawiska muzykowanie służyło rozrywce. Brało się więc chwytliwe lub popularne melodie (dziś rzeklibyśmy przeboje) i "przetwarzało" na język i formy właściwe jazzowi. Poza tym znajomość standardów ułatwiała muzykom kooptowanie się w zespoły. Jazz nie znosi stagnacji. W jego rzeczywistości istniała (i jest nadal) znaczna "fluktuacja" w obsadzie instrumentalnej. Łatwo więc przychodziło znalezienie naturalnego, muzycznego porozumienia, z nowymi muzykami, mającymi opanowane najpopularniejsze standardy - w tym również tworzenie składów "ad hoc" - na jedną sesję nagraniową lub trasę koncertową. Dzięki temu (przykład najzupełniej teoretyczny) perkusista z USA mógł śmiało udać się na stary kontynent, aby zmontować tam kwartet z czeskim basistą, polskim saksofonistą i szwedzkim pianistą.
Rockmeni też grali standardy. Inne i inaczej. Lecz w porównaniu do światka jazzmenów owe fluktuacje były tu trochę rzadsze, a niektóre zmiany personalne w najpopularniejszych zespołach rockowych powodowały czasem emocje porównywalne z transferami piłkarskich gwiazd. Aby daleko kamyczka nie rzucać wyszukajmy sobie na naszym forum przykłady z polskiego podwórka (Niemen vs SBB).

Czesław Niemen dokonał pewnego skrótu myślowego, bo przecież początkowy okres jego kariery to były standardy - albo wykonywane wprost, albo też modyfikowane jako własne piosenki. I nie o co tu kruszyć kopii. WSZYSCY muzycy czerpią z pewnych źródeł: i ci "poważni", i ci "rozrywkowi". Każdy ma swojego guru, idola, wzorzec. Na tym polega twórczość. Nie tylko muzyczna: literatura, sztuki plastyczne, teatr ...

Sądzę, że Niemenowi zależało na oczyszczeniu autoryzowanej przez siebie muzyki z oczywistych zapożyczeń. Nie jest to nigdy możliwe. Są muzycy starający się nie słuchać nagrań konkurencji, ale to w zasadzie utopia. Nie wierzę w realność takich postaw. Być może (rzucam ten temat, bez głębszego przemyślenia) Niemen odseparował się od współpracy z „żywymi” muzykami, wybierając robotestrę, czułą jedynie na czesławowe programowanie, chcąc uniknąć angażowania gitarzysty brzmiącego jak pan X albo basisty kopiującego pana Y.

Napisałeś:

chyba jednak rodzice mieli racje gdy ostrzegali nas i mowili ze ta muzyka zepsuje nam sluch gust i resztki muzykalnosci
- muzyka nie jest juz dla nas swietem
dzieki takim panom rockowcom - boimy sie ze wiedza i poznanie sa przeszkoda w odbiorze dziela


Ponure Twoje oceny, Drogi Gaskecie, zaś proroctwa czarne. Rock i np. hip – hop nie zepsują słuchu i muzykalności. Pod jednym warunkiem: że odbiorca nie zamknie się na inne dźwięki. Przecież progrock, który tak lubimy, jest dla wrażliwego słuchacza paszportem otwierającym granice krain z napisem jazz, muzyka klasyczna … (dopisz inne rodzaje).

Muzyka jest jednak dla nas świętem. Inaczej nie pisalibyśmy o niej na tym forum z takim entuzjazmem. I nie mam na myśli całej ludzkiej populacji. Lecz tych fanatyków, którzy nie wyobrażają sobie dnia bez świadomie włączonej płyty albo koncertu wybranego z radiowej oferty programowej. Zauważ, że to forum łączy może niewielu, bo 176 miłośników muzyki (warto powitać zarejestrowanego dziś PxSxZ), ale są to odbiorcy szukający w sztuce dźwięku wartości, a nie tylko rozrywki.

słodko
wireq
gasket
2006-02-27 11:42:56
wireqMuzyka jest jednak dla nas świętem. Inaczej nie pisalibyśmy o niej na tym forum z takim entuzjazmem. I nie mam na myśli całej ludzkiej populacji. Lecz tych fanatyków, którzy nie wyobrażają sobie dnia bez świadomie włączonej płyty albo koncertu wybranego z radiowej oferty programowej. Zauważ, że to forum łączy może niewielu, bo 176 miłośników muzyki , ale są to odbiorcy szukający w sztuce dźwięku wartości, a nie tylko rozrywki.

no to szukaja nie tam gdzie trzeba szukac!!! - bo:
wireqObie te muzyczne gałązki (jazz rock), wyrastające z pnia muzyki, mają charakter wybitnie użytkowy (służyć miały - i służą - głównie rozrywce) w odróżnieniu od misji przypisywanej tzw. "muzyce poważnej".
wlasnie - tu jest ta niekonsekwencja ktora niepokoi mnie od czasu odkrycia tego forum pare miesiecy temu -
niekonsekwencja - stosowanie np terminologii powaznej do rozrywki - i - niestosowanie kryteriow upowazniajacych do stosowania takiej terminologii

ogolnie wyglada to tak ze ktos pisze - jest to tylko ogolny przyklad ktory stosuje sie i do gigantomanii i do ilustracyjnosci i do innych tez wysuwanych na tym forum - prosze nie cytowac ze nigdzie cos takiego nie padlo
- niemen to geniusz - pisze ktos
- tak - bardzo duzy - odpowiada forum
- gasket pisze - geniusz to moze byc mozart - bo jak mial 6 lat to pisywal kwartety - i po wysluchaniu nieopublikowanego wowczas miserere allegriego - zrobil transkrypcje z pamieci - jako dziecko
- gaskecie - nie powrownuj do powaznej - bo tu rozrywka
- no to nie nazywaj geniuszem - bo i sztucznie pompujesz nae - i zniewazasz geniuszy prawdziwych
- jesli nie lubisz nae to co tu robisz? uczucia ci brakuje zeby geniusz zauwazyc
- tak tak tak - odpowiada forum

dzieki postowi wirqa dochodzimy do sedna sprawy - do konfliktu
konflikt miedzy cytuje - odbiorcami szukajacymi w sztuce dzwieku wartosci a nie tylko rozrywki - a muzyka w ktorej szukaja wartosci a ktora cytuje - sluzyc miala i sluzy - glownie rozrywce

w przypadku naszego bohatera problem nie do przeoczenia - warty osobnego postu - zaloze go zaraz zeby nie zapomniec - mozemy go potem z czasem uzupelniac
Markovitz
2006-02-27 16:30:06
Ten topic dotyczy arcyciekawego wywiadu Pawła Brodowskiego, przeprowadzonego przed podróżą :N:-a do USA i prawie trzy lata przed wyjazdem Niemena na koncerty do Związku Sowieckiego ...

Nie pisaliśmy za wiele o albumie z piosenkami rosyjskimi i koncertach na Wschodzie...
Czas wreszcie poruszyć ten omijany dotąd wątek.

Darek Sieradzki cyt. wywiad Pawła Brodowskiego

JF: Czy możesz powiedzieć jak przygotowywałeś się do nagrania albumu „Russische Lieder" ?

CN : Pojechałem na to nagranie zupełnie nieprzygotowany, zresztą celowo nieprzygotowany. Uwielbiam tego typu przedsięwzięcia. W ten właśnie sposób nagrywałem już na przykład muzykę do filmów. Zabrałem ze sobą jedynie gitarę i tzw. „piesiennik". Aranżacje opracowywałem ad hoc (...)
(dalej o planach tourneé po Rosji) Ostatnie wyjazdy zagraniczne w tym składzie były nie mniej udane od poprzednich. Spotkaliśmy się z serdecznym przyjęciem w NRF. Bardzo cieszę się również na nasze wspólne dwumiesięczne tourneé po ZSRR, planowane na zimę przyszłego roku.
JF: Więc mimo wszystko znowu włóczęga ?

CN : ...w tym wypadku cieszę się wyjątkowo, gdyż jadę tam koncertować po raz pierwszy.


Z tym nieprzygotowaniem to trochę nie tak... Śmiało można powiedzieć, że wszystkie wcześniejsze studyjne podejścia do piosenek rosyjskich , a więc sesje z 1966r. i z 1973r. były bardzo udanym przetarciem przed sesją "Russische Lieder".
A więc : improwizacja pojawiła się przy nagrywaniu już dobrze znanego i ogranego materiału .

Co ciekawe: podczas tourneé po Rosji piosenki z płyty "Russische Lieder" były wykonywane nie tak często, jak można by się tego spodziewać (dwie, trzy piosenki w koncercie 2,5 godzinnym). Stanowiły intermezzo między wierszami Norwida śpiewanymi po polsku i po rosyjsku.
W samym Sankt -Petersburgu :N: ze swoją grupą dał ok. .. 30 koncertów :!:
ratajczak bogdan
2009-07-09 18:58:28
Markovitz napisał:
"Z tym nieprzygotowaniem to trochę nie tak... Śmiało można powiedzieć, że wszystkie wcześniejsze studyjne podejścia do piosenek rosyjskich , a więc sesje z 1966r. i z 1973r. były bardzo udanym przetarciem przed sesją "Russische Lieder".
A więc : improwizacja pojawiła się przy nagrywaniu już dobrze znanego i ogranego materiału ."

O jakim ograniu materiału mówi Markovitz - nie bardzo rozumiem?
Cała płyta "Russische Lieder" zawira 10 piosenek.
A ile można byłoby z "grubsza" uznać za "ograne" i które z tego CBS-owskiego longplaya?
"Kolokoltschik", "Po dikim stepiam Sabajkala" (to było jednak w 1965) i co jeszcze?
No może "Tschornyje Browi..." z 1972 roku.
A pozostałe?
Wzięły się z powietrza?
I zauważmy różnicę jakościową pomiędzy tymi wersjami.
Zdecydowana progresja wokalna i instrumentalna.

(*)
Jurek
2012-11-09 13:48:47
Czesław Niemen powiedział " są tam rzeczy , które się kiedyś słyszało". Wskazuje to na awersję Czesława Niemena do powielań, nowe , nowsze, najnowsze. Czytałem wywiad, który udzielił w czeskiej prasie Karel Gott w roku 2011. Mówił , wielokrotnie namęczy się nad nową twórczością, mnóstwo pracy , zaangażowania róznych ludzi , i podczas koncertu nowe kompozycje wykonywane ze starannością są pomijane przez publiczność, ludzie wyrażnie domagają się tych kompozycji, które znają i lubią w wykonaniu Karela Gotta. Następny przykład , Tadeusz Wożniak, porównam 1, Zegarmistrz światła i 2, Piosenka z serialu Plebania. To jest to samo, tylko prościej, prościej . Świetnie słychać. Właśnie to co się zna , lubi, już się słyszało , jest to coś. Jestem na koncercie Haliny Kunickiej , i co oczekuję , a co słyszę . To , co słyszę rzeczywiście, i to co rzeczywiście chcę na tym koncercie posłuchać , to jest to samo , myśli moje i Haliny Kunickiej nie rozmijają się w jakiś nowych przestrzeniach.
Jestem na koncercie Czesława Niemena we Wrocławiu , grudzień 1980, w Hali Ludowej. Słyszę , mówi i śpiewa Czesław Niemen, słyszę muzykę z taśmy. Jestem na koncercie Boney M. w Krakowie , latem 1979 roku, wszystko z taśmy, mikrofony są włączane na kilka słów wypowiedzianych przez zespół.
Jestem na koncercie Krzysztofa Klenczona i co, krzyczymy , domagamy się "10 w skali Buforta" i to musi być zaśpiewane. Absolutnie, Krzysztof Klenczon nie chciał nawet się wychylić czymś nieznanym , repertuar "Trzy Korony" był realizowany. Z tej piosenki Krzysztof Klenczon jest znany i taką piosenkę śpiewał , po to przyszedłem na koncert , aby słuchać i słyszałem dwukrotnie.
Koncert Czesława Niemena wiosną 1979 roku we Wrocławiu w Teatrze Polskim. Czesław Niemen realizuje popisy na syntezatorze i popisy wokalne. Repertuar z Idee fixe i Pielgrzym. Usłyszałem Czesława Niemena w nowym repertuarze. Takie czarowanie plastikiem, czyli syntezatorem i czarowanie głosem usiłującym imitować ludzi mieszkających w rejonie Morza Śródziemnego. No proszę, bez wycieczki nad Morze Śródziemne usłyszałem imitację dżwięków znad Morza Śródziemnego. Po prostu , wrażenie takie , Czesław Niemen zaprasza na taką imitację wycieczki nad Morze Śródziemne, i siedząc wygodnie w fotelu teatralnym mieć uczucie przebywania nad Morzem Śródziemnym.
Kontynuuję " to co się kiedyś słyszało".
Dziwny jest ten świat , śpiewa Niemen w latach sześćdziesiątych, jesienią 1974 Niemen jest na Wembley , słucha koncertu Pink Floyd. Słucham Pink Floyd płyta Wish you were here , z roku 1975 i słucham Dziwny jest ten świat Niemena , oryginalny , z Akwarelami. Miejscami, to właśnie Pink Floyd podążają za Niemenem. To odczucie już kilkadziesiąt lat towarzyszy mi. W roku 1974 Niemen wypowiada się o koncercie Pink Floyd z uznaniem.
W roku 1975 , moje zdanie, Pink Floyd korzystają z osiągnięć Niemena. Dziwny jest ten świat i miejscowo płyta Wish you were here. Ale zamiana !
"to już się kiedyś słyszało"
Pozdrawiam
Jurek
Przejdź na: główną stronę z listą forów | listę wpisów z W poszukiwaniu źródła | górę strony