Poniżej wywiad , jakiego udzieliła Gazecie Lubuskiej Małgorzata Niemen
Gazeta Lubuska
11 Czerwca 2005
Dziwny ten świat bez Czesława
Rozmowa z MAŁGORZATą NIEMEN, żoną artysty, któremu poświęcony był tegoroczny Festiwal im. Anny German Tańczące Eurydyki w Zielonej Górze
- Po Czesławie Niemenie nikt nie powinien śpiewać jego repertuaru - uważają ci, dla których inne wykonania to świętokradztwo. Co pani czuje tuż przed koncertem, w którym młodzi ludzie zmierzą się z jego piosenkami?
- Ciekawość, jak sobie poradzą. Bardzo bym chciała, żeby w tej próbie nie zagubili siebie. Cieszę się, że ludzie szerzej poznają utwory Czesława. Radio puszcza w kółko "Pod Papugami”, "Dziwny jest ten świat” i "Sen o Warszawie”... Jakby Czesław stanął w miejscu i niczego więcej nie stworzył.
- Czemu zdecydowała się pani przyjechać na zielonogórski festiwal?
- No bo Czesław tu jest! - odpowiem najprościej. Po odejściu Czesława odbywało się wiele poświęconych mu imprez. Przeważnie dziękowałam za zaproszenia. Zbyt świeże to wszystko było, zbyt bolesne... Wiedziałam, że wiązałoby się to z fleszami, podtykaniem mikrofonów, jakąś wypowiedzią. A jeszcze teraz mam z tym kłopot. To po pierwsze. A po drugie - ja się trochę kieruję instynktem. Ten rok dużo mnie nauczył. O ludziach zwłaszcza. Jak za życia Czesława pod jego nazwisko podpinały się różne osoby, chcąc coś dla siebie uszczknąć, tak po jego odejściu prześcigano się w pomysłach "przez pamięć dla pana Czesława”. Fajnie, bo należy mu się - myślałam najpierw. Ale intencje tych działań nie zawsze były czyste.
- Przed zielonogórską imprezą nie miała pani takich obaw?
- W rozmowie z panią Wandą Rudkowską (szefową Festiwalu im. Anny German - dop. D. P.) była inna energia. Pomyślałam: to impreza wiarygodna, tu nie będzie skuchy.
- Większość czytelników zna Czesława Niemena z nagrań, niektórzy mogą wspominać koncerty z jego udziałem, także w Zielonej Górze. Jakim człowiekiem był "najpopularniejszy polski artysta XX wieku”?
- Pierwsze słowo, jakie mi się nasuwa, to mądrość. Był mądrym człowiekiem... Życzliwy. Wyrozumiały. Odpowiedzialny. Fizycznie sprawiał wrażenie bardzo silnego - zresztą był mężczyzną świetnie zbudowanym. Ale za tym kryła się ogromna delikatność, czułość.
- Czym panią ujął najbardziej? Kiedy się państwo poznaliście, był już osobą znaną, popularną.
- Tak. Tylko ja się wtedy kompletnie nim nie interesowałam jako artystą. Nigdy nie należałam do grona jego fanek. To za trudna muza była dla mnie. Wiedziałam, oczywiście, że jest... w kapeluszu, tajemnica jakaś taka. Myślę, że właśnie jego tajemniczość mnie zafascynowała. Dziś już wiem, na czym to polegało.
- ?!..
- Zmuszał ludzi do myślenia. Słuchaczy - tekstami, jakie pisał. W codziennych kontaktach było podobnie. Czasem miałam gotową odpowiedź na coś. Jak wszyscy. Bo wszyscy przecież nasiąkamy tym, co gazety piszą i telewizja mówi. Choć gdzieś tam w nas jest jeszcze dziesiąta - pięćdziesiąta szuflada, którą wystarczy wysunąć, by znaleźć inne odpowiedzi. Czesław umiał skłonić do ich szukania.
- 30 lat związku między parą artystów: to nie takie częste. Jak to się robi?
- Nie uważam się za artystkę.
- Maluje pani.
- Dawno tego nie robiłam. Trochę nie było czasu. Choroba Czesława... Nauczyłam się nawet zastrzyki robić, żebyśmy nie musieli jeździć do szpitala. Czesław był najważniejszy, a nie malowanie.
- A wcześniej?
- W tym związku byłam bardziej żoną, matką. Twardo stałam na ziemi, żeby dom jakoś funkcjonował. Taki był podział ról. To mnie nie bolało. Chciałam, żeby tak było.
- Jak teraz wygląda pani życie?
- Żyję głównie domem. I sprawami Czesława. Żeby na jakimś dobrym poziomie działo się wszystko, co jego dotyczy.
- Z powściągliwością podchodziła pani do żywiołowo rodzących się pomysłów czczenia pamięci artysty, kiedy każde miasto chciało mieć ulicę Czesława Niemena. Czemu odmówiła pani udziału w opolskiej fecie, związanej z odsłonięciem gwiazdy Czesława Niemena w Alei Gwiazd Polskiej Piosenki?
- Bo postawiono mnie wobec faktów dokonanych. Tuż przed festiwalem zadzwonił telefon. Usłyszałam od przedstawicielki jakiejś fundacji, że jest przygotowana gwiazda pamięci pana Czesława, że będzie wlana w chodnik. Zaskoczona, w pierwszej chwili powiedziałam: to miło, że państwo chcecie Czesława uhonorować. Kiedy ochłonęłam, przypomniało mi się, jak Czesław komentował relacje z Międzyzdrojów czy inne Hollywoody. Jak się odnosił do takich pomysłów.
- Jak?
- Zwykle kwitował je słowami wieszcza "Pawiem narodów byłaś i papugą”. "Niechby coś nowego, naszego wymyślili” - mówił. Oddzwoniłam do Opola, że nie przyjadę. I że nie zgadzam się na gwiazdę Czesława. Może kogoś innego w ten sposób uczcić? - proponowałam. "Nie, już za późno, gwiazda z autografem od miesiąca jest gotowa” - powiedziano mi cztery dni przed festiwalem. Wbrew temu, co twierdzili w wywiadach przedstawiciele fundacji, nie informowano mnie o wszystkim miesiąc wcześniej. Nikt nie spytał o zgodę, nie pokazał projektu.
- Z ulicami było podobnie?
- Co do ulic, nie zabierałam głosu. Czesław był osobą popularną, lubianą... Jeśli chodzi o Warszawę, okazało się, że jest zarządzenie, które mówi, że dopiero po pięciu latach od śmierci można nazwać ulicę nazwiskiem osoby. W tamtym czasie stu zacnych Polaków, wśród nich Jadwiga Smosarska i Jerzy Waldorf, czekało na swoją ulicę. Chapeaux bas! Cóż tu się spieszyć... Wiem, że niektórzy posłowie nie wiem, jakiej opcji, zgłaszali taki pomysł. Na to inna opcja: ależ nie, trzeba poczekać...
- Nikt nie krzyknął: ciszej nad tą trumną?
- To ledwie cząstka różnych historii, które składają się na lekcję wiedzy o człowieku, jaką odebrałam przez ten trudny dla mnie rok. Zaczęła się już na pogrzebie. Jeden z muzyków uznał, że to dobra okazja do promocji swojej świeżo wydanej płyty... Tuż po pogrzebie dzwonili do mnie różni ludzie. Nie żeby spytać, jak się czuję, czy nie trzeba mi w czymś pomóc, ale z propozycjami kupna pamiątek po Czesławie. Potem rozlała się fala koncertów ku czci. Pomijam ich poziom artystyczny. Powiem, że przy okazji jednego z koncertów sprzedawano pirackie płyty Czesława... Jeśli coś jest na poziomie i szczere, zawsze będę za. Ale nie mogę się zgodzić na to, czego Czesław na pewno by nie zaakceptował.
- Pani życie może się zamienić w życie strażniczki skarbu.
- Kto jeśli nie ja, ma się tym zająć? Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Przynajmniej na razie, skoro są osoby, które nie mają żadnych oporów.
- A co z pani własnym życiem? Wróciła pani do pracy?
- Było mi miło, kiedy jedna z polskich firm odzieżowych zwróciła się do mnie ostatnio. Przez trzy dni sesji zdjęciowej mogłam popozować. A poza tym... Mam mądre córki: Eleonorę i Natalię. Mam wnuka Bronka. Grupę sprawdzonych przyjaciół. Wspaniałych rodziców. I może wrócę do malowania?
- Dziękuję.
DANUTA PIEKARSKA
Gazeta Lubuska
11 Czerwca 2005
Dziwny ten świat bez Czesława
Rozmowa z MAŁGORZATą NIEMEN, żoną artysty, któremu poświęcony był tegoroczny Festiwal im. Anny German Tańczące Eurydyki w Zielonej Górze
- Po Czesławie Niemenie nikt nie powinien śpiewać jego repertuaru - uważają ci, dla których inne wykonania to świętokradztwo. Co pani czuje tuż przed koncertem, w którym młodzi ludzie zmierzą się z jego piosenkami?
- Ciekawość, jak sobie poradzą. Bardzo bym chciała, żeby w tej próbie nie zagubili siebie. Cieszę się, że ludzie szerzej poznają utwory Czesława. Radio puszcza w kółko "Pod Papugami”, "Dziwny jest ten świat” i "Sen o Warszawie”... Jakby Czesław stanął w miejscu i niczego więcej nie stworzył.
- Czemu zdecydowała się pani przyjechać na zielonogórski festiwal?
- No bo Czesław tu jest! - odpowiem najprościej. Po odejściu Czesława odbywało się wiele poświęconych mu imprez. Przeważnie dziękowałam za zaproszenia. Zbyt świeże to wszystko było, zbyt bolesne... Wiedziałam, że wiązałoby się to z fleszami, podtykaniem mikrofonów, jakąś wypowiedzią. A jeszcze teraz mam z tym kłopot. To po pierwsze. A po drugie - ja się trochę kieruję instynktem. Ten rok dużo mnie nauczył. O ludziach zwłaszcza. Jak za życia Czesława pod jego nazwisko podpinały się różne osoby, chcąc coś dla siebie uszczknąć, tak po jego odejściu prześcigano się w pomysłach "przez pamięć dla pana Czesława”. Fajnie, bo należy mu się - myślałam najpierw. Ale intencje tych działań nie zawsze były czyste.
- Przed zielonogórską imprezą nie miała pani takich obaw?
- W rozmowie z panią Wandą Rudkowską (szefową Festiwalu im. Anny German - dop. D. P.) była inna energia. Pomyślałam: to impreza wiarygodna, tu nie będzie skuchy.
- Większość czytelników zna Czesława Niemena z nagrań, niektórzy mogą wspominać koncerty z jego udziałem, także w Zielonej Górze. Jakim człowiekiem był "najpopularniejszy polski artysta XX wieku”?
- Pierwsze słowo, jakie mi się nasuwa, to mądrość. Był mądrym człowiekiem... Życzliwy. Wyrozumiały. Odpowiedzialny. Fizycznie sprawiał wrażenie bardzo silnego - zresztą był mężczyzną świetnie zbudowanym. Ale za tym kryła się ogromna delikatność, czułość.
- Czym panią ujął najbardziej? Kiedy się państwo poznaliście, był już osobą znaną, popularną.
- Tak. Tylko ja się wtedy kompletnie nim nie interesowałam jako artystą. Nigdy nie należałam do grona jego fanek. To za trudna muza była dla mnie. Wiedziałam, oczywiście, że jest... w kapeluszu, tajemnica jakaś taka. Myślę, że właśnie jego tajemniczość mnie zafascynowała. Dziś już wiem, na czym to polegało.
- ?!..
- Zmuszał ludzi do myślenia. Słuchaczy - tekstami, jakie pisał. W codziennych kontaktach było podobnie. Czasem miałam gotową odpowiedź na coś. Jak wszyscy. Bo wszyscy przecież nasiąkamy tym, co gazety piszą i telewizja mówi. Choć gdzieś tam w nas jest jeszcze dziesiąta - pięćdziesiąta szuflada, którą wystarczy wysunąć, by znaleźć inne odpowiedzi. Czesław umiał skłonić do ich szukania.
- 30 lat związku między parą artystów: to nie takie częste. Jak to się robi?
- Nie uważam się za artystkę.
- Maluje pani.
- Dawno tego nie robiłam. Trochę nie było czasu. Choroba Czesława... Nauczyłam się nawet zastrzyki robić, żebyśmy nie musieli jeździć do szpitala. Czesław był najważniejszy, a nie malowanie.
- A wcześniej?
- W tym związku byłam bardziej żoną, matką. Twardo stałam na ziemi, żeby dom jakoś funkcjonował. Taki był podział ról. To mnie nie bolało. Chciałam, żeby tak było.
- Jak teraz wygląda pani życie?
- Żyję głównie domem. I sprawami Czesława. Żeby na jakimś dobrym poziomie działo się wszystko, co jego dotyczy.
- Z powściągliwością podchodziła pani do żywiołowo rodzących się pomysłów czczenia pamięci artysty, kiedy każde miasto chciało mieć ulicę Czesława Niemena. Czemu odmówiła pani udziału w opolskiej fecie, związanej z odsłonięciem gwiazdy Czesława Niemena w Alei Gwiazd Polskiej Piosenki?
- Bo postawiono mnie wobec faktów dokonanych. Tuż przed festiwalem zadzwonił telefon. Usłyszałam od przedstawicielki jakiejś fundacji, że jest przygotowana gwiazda pamięci pana Czesława, że będzie wlana w chodnik. Zaskoczona, w pierwszej chwili powiedziałam: to miło, że państwo chcecie Czesława uhonorować. Kiedy ochłonęłam, przypomniało mi się, jak Czesław komentował relacje z Międzyzdrojów czy inne Hollywoody. Jak się odnosił do takich pomysłów.
- Jak?
- Zwykle kwitował je słowami wieszcza "Pawiem narodów byłaś i papugą”. "Niechby coś nowego, naszego wymyślili” - mówił. Oddzwoniłam do Opola, że nie przyjadę. I że nie zgadzam się na gwiazdę Czesława. Może kogoś innego w ten sposób uczcić? - proponowałam. "Nie, już za późno, gwiazda z autografem od miesiąca jest gotowa” - powiedziano mi cztery dni przed festiwalem. Wbrew temu, co twierdzili w wywiadach przedstawiciele fundacji, nie informowano mnie o wszystkim miesiąc wcześniej. Nikt nie spytał o zgodę, nie pokazał projektu.
- Z ulicami było podobnie?
- Co do ulic, nie zabierałam głosu. Czesław był osobą popularną, lubianą... Jeśli chodzi o Warszawę, okazało się, że jest zarządzenie, które mówi, że dopiero po pięciu latach od śmierci można nazwać ulicę nazwiskiem osoby. W tamtym czasie stu zacnych Polaków, wśród nich Jadwiga Smosarska i Jerzy Waldorf, czekało na swoją ulicę. Chapeaux bas! Cóż tu się spieszyć... Wiem, że niektórzy posłowie nie wiem, jakiej opcji, zgłaszali taki pomysł. Na to inna opcja: ależ nie, trzeba poczekać...
- Nikt nie krzyknął: ciszej nad tą trumną?
- To ledwie cząstka różnych historii, które składają się na lekcję wiedzy o człowieku, jaką odebrałam przez ten trudny dla mnie rok. Zaczęła się już na pogrzebie. Jeden z muzyków uznał, że to dobra okazja do promocji swojej świeżo wydanej płyty... Tuż po pogrzebie dzwonili do mnie różni ludzie. Nie żeby spytać, jak się czuję, czy nie trzeba mi w czymś pomóc, ale z propozycjami kupna pamiątek po Czesławie. Potem rozlała się fala koncertów ku czci. Pomijam ich poziom artystyczny. Powiem, że przy okazji jednego z koncertów sprzedawano pirackie płyty Czesława... Jeśli coś jest na poziomie i szczere, zawsze będę za. Ale nie mogę się zgodzić na to, czego Czesław na pewno by nie zaakceptował.
- Pani życie może się zamienić w życie strażniczki skarbu.
- Kto jeśli nie ja, ma się tym zająć? Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Przynajmniej na razie, skoro są osoby, które nie mają żadnych oporów.
- A co z pani własnym życiem? Wróciła pani do pracy?
- Było mi miło, kiedy jedna z polskich firm odzieżowych zwróciła się do mnie ostatnio. Przez trzy dni sesji zdjęciowej mogłam popozować. A poza tym... Mam mądre córki: Eleonorę i Natalię. Mam wnuka Bronka. Grupę sprawdzonych przyjaciół. Wspaniałych rodziców. I może wrócę do malowania?
- Dziękuję.
DANUTA PIEKARSKA