Niemen Aerolit

Archiwum forum fanów Czesława Niemena

Cztery ściany świata

Telewizja, prasa, radio i organizatorzy koncertów będą (mamy nadzieję) cały czas wspominać Niemena. Tutaj informujcie innych fanów o artykułach, programach i wydarzeniach, żeby też ich nie przegapili!

Karewicz. Big -beat 2014-03-12 - 2014-04-28 Ewa 44 16548
Ewa
2014-03-12 22:22:02
2.04.2014 premiera wspomnień Marka Karewicza spisanych przez Marcina Jacobsona. Książkę "Karewicz. Big-beat" wydaje krakowska oficyna wydawnicza SQN. Oprócz wspomnień będzie zawierać ponad 200 zdjęć.
Więcej o książce tutaj.

PS
Bardzo jestem ciekawa, dlaczego Niemen opuścił bankiet u Roda Stewarta.;)
dzek
2014-04-06 05:22:27
http://culture.pl/pl/dzielo/marek-karewicz-big-beat
Ewa
2014-04-06 07:52:43
We wczorajszym Trójkowym Wehikule Czasu nadano pierwszą część rozmowy z Markiem Karewiczem i Marcinem Jacobsonem na temat książki.
Za tydzień część druga.
Tadeusz
2014-04-12 05:56:44
Mark Karewicz w swoich wspomnieniach nie oszczędza nikogo, każdemu trochę przywalił ( Niemenowi też) i wiele rzeczy przedstawił w innym świetle, niż kreuje to nasza, bardzo często, niepełna wiedza.
Oto, co pisze o Piotrze Janczerskim (przyznam, że trafił w moje poczucie humoru i ubawił mnie tym do łez):

Szefem artystycznym NO TO CO był Piotr Janczerski, zwany śpiewającym konferansjerem. Miał urzędowy dyplom instruktora zespołów ludowych, a może teatrzyków kukiełkowych - już nie pamiętam

dzek
2014-04-12 08:14:46
Bardzo lubię Marka Karewicza i jego opowieści o dawnych czasach.Zważywszy,że znał on prawie wszystkich ważnych ludzi z naszego show-biznesu,to jego wspomnienia są bezcenne.Trudno jednak nie ukryć wrażenia,że jest już on człowiekiem schorowanym i tego jego opowieści może nie są do końca zgodne z faktami.Zwrócił na to uwagę Jerzy Sosnkowski.Mimo tych wątpliwości i tak słucha się tego człowieka z wielką przyjemnością.On to wszystko mówi na luzie,z poczuciem humoru,dystansu.Mój koleżka od jazzu ma ten jego album pod tytułem "This is jazz".Wspaniałe zdjęcia,dowcipne komentarze.Cóż, w tamtych czasach w Polsce wódka lała się całymi strumieniami,a środowisko jazzowe być może nawet w tym przodowało.I to z tych komentarzy wyraźnie przebija.
Tej książki o big-beacie jeszcze nie mam,ale z całą pewnością ją kupię.
Markovitz
2014-04-12 10:59:42
Podzielam część wątpliwości redaktora Jerzego Sosnowskiego, jak i przychylam się do zdania Dzeka.

Niektóre z opowieści prezentowanych w książce "Karewicz. Big beat" bardzo się rozmijają z tym, co opowiedzieli mi inni świadkowie tych wydarzeń. Generalnie największym atutem albumu są oczywiście fotografie - jak np.zjawiskowe zdjęcie Niemena z okresu Enigmatic (zrobione nieco wcześniej niż podany 1971r.). Poza tym, że każdy trochę inaczej pamięta zdarzenia sprzed 40 lat, to jest jeszcze jedna ważna okoliczność, którą trzeba wziąć pod uwagę. Otóż Marek Karewicz jest nadal świetnym gawędziarzem, ale część historii i ocen, jakie zawarte są w tej książce to zdanie współautora Marcina Jacobsona.

Jak dla mnie - zgoła nieprawdopodobny jest podany w książce powód rozbratu artystycznego Niemena i Skrzeka.
Czesław wcale nie miał zamiaru redukować aktywności Józefa do roli tylko i wyłącznie basisty. Tak na płytach dla CBS, jak i nagranych dla PN w zależności od potrzeb obaj grali na organach Hammonda, a Józef bez wątpienia częściej i chętniej zasiadał przy fortepianie. Grając na tym podstawowym dla brzmienia Grupy instrumentarium Józef mógł też wnieść istotny wkład jako aranżer, co przynajmniej werbalnie doceniał Niemen. Problem tkwił gdzie indziej - otóż Józef czuł się niedoceniany materialnie przez menagment i od pewnego momentu (koncerty GN w Skandynawii) widział swoją przyszłość jako lidera samodzielnie kierowanej grupy.
Tadeusz
2014-04-12 12:59:02
Markovitz pisze:
Niektóre z opowieści prezentowanych w książce "Karewicz. Big beat" bardzo się rozmijają z tym, co opowiedzieli mi inni świadkowie tych wydarzeń


Ja nie miałem szczęścia słuchać opowieści innych śwaiadów tych wydarzeń - jak ich nazywa Markovitz- ale nie mam podstaw nie wierzyć Karewiczowi.
Markovitzu, byłyby chyba interesujęce Twoje dementi niektórych opowieści Karewicza- przynajmniej dotyczących Niemena - skonfrontowane z wypowiedziami innych świadków tych wydarzeń
Rzecz jasna dementi w sprawie Piotra Janczerskiego jest dla mnie tak ważne, jak gril zorganizowany w zeszłym tygoniu przez moich sąsiadów.
Mam nadzieję, że nie "wykręcisz się sianem" i napiszesz coś ciekawego. Czekamy...przynajmniej ja czekam... :)
Markovitz
2014-04-12 13:58:31
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-12 13:58:31 przez Markovitz
Jedno z takich dementi zaprezentowałem wyżej i dotyczy ono przyczyn rozbratu Niemena ze Skrzekiem i jego kolegami.

Problem tkwił gdzie indziej - otóż Józef czuł się niedoceniany materialnie przez menagment i od pewnego momentu (koncerty GN w Skandynawii) widział swoją przyszłość jako lidera samodzielnie kierowanej grupy.

Ta wersja ma oparcie zarówno w tym, co kilka lat temu w Opolu mówili na ten temat sami muzycy oraz były dyrektor Agencji Koncertowej PSJ Stanisław Cejrowski. Tadeuszu- nie miałeś szczęścia, bo podczas słynnej akademickiej imprezy zamiast słuchać Lakisa, wolałeś zabawiać towarzystwo :)

Jeszcze raz wyłuszczę: Czesław chciał w zespole Józefa jako pianistę i basistę, ale nie mógł w młodszym koledze zaakceptować konkurenta i drugiego lidera. To zdanie potwierdzić może także menażer Jerzy Bogdanowicz, który w 1973r. próbował pogodzić racje zwaśnionych muzyków.

Dorzucę jeszcze coś, co mnie ostatnimi czasy irytuje. Chodzi o krzywdzące opinie degradujące Niemena do roli wybitnego, ale li tylko wykonawcy, a ściślej mówiąc - wokalisty. Jeśli muzycy kolportujący do dziś tego rodzaju przekaz uważają, że to oni mieli decydujący wpływ na artystyczny sukces Niemena, to czemu później nie udało im się z innymi artystami dokonać tak znaczących nagrań jak te z "Labądziem"..?

Dodam, że w zrealizowanym w latach 90. przy udziale p. Karewicza programie TV "Obiektywnie o.. " nie było ani słowa o przeroście ambicji Niemena, jego rzekomych problemach w porozumieniu się z innymi muzykami, tudzież o kompleksie - jako przyczynie fiaska kariery zagranicznej. Po wielu latach branżowe opowieści obrastają żartami... I nie wierzcie, że patron tego Forum znał tylko jedną anegdotę - tę co to CZĘSTO CHOWA, bo często wyjmuje... Pamięć bywa zawodna. Znamienne, że w drugiej części audycji Wehikuł Czasu p.Karewicz zamienił anegdotycznego Roda Stewarta na Davida Essexa :)

W swej książce panowie Jacobson i Karewicz tłumaczą fiasko zagranicznej kariery nieprzystawalnością naszego Artysty do świata zachodniego show-biznesu i kompleksami wynikającymi z bariery językowej.
Owa nieprzystawalność przebija także z filmowej opowieści Michała Urbaniaka (2007, TVP Polonia).

Oni wszyscy pomijają jeden znamienny szczegół: Niemen ze swoją angielszczyzną nie miał żadnego problemu, aby owinąć sobie wokół palca szefa CBS Rabinovitza i przekonać go do zamieszczenia na amerykańskiej płycie "Mourner's Rhapsody" (co prawda w uproszczonej transkrypcji Normana Simona). Czesław znał swoją wartość i nie wymiękał występując obok znanych zespołów na europejskich scenach i nagrywając w nowojorskim studio. To był artysta zjawiskowy, którego nasza branża nie doceniła 8)
Tadeusz
2014-04-12 19:56:08
Markovitz pisze:
Tadeuszu- nie miałeś szczęścia, bo podczas słynnej akademickiej imprezy zamiast słuchać Lakisa, wolałeś zabawiać towarzystwo :)


Tak mam od urodzenia i dlatego zupełny ze mnie ignorant w zakresie szczegółowej faktografii z życia muzyków, w tym i Niemena.
Dlatego też nie najistotniejsze dla mnie jest - jako ignoranta- czy Niemen zignorował zaproszenie na bankiet organizowany przez Rod'a Sterwat'a, czy innego ważnego muzyka, mnie w tej historyjce najbardziej interesuje, i bawi zarazem, fakt, że Niemen wolał pojechać za miasto po oponki po promocyjnej cenie. :D.
Na to kładę akcent, i o to też chyba chodziło Markowi Karewiczowi.

Jest w tym wydawnictwie jeszcze kilka innych ciekawych historyjek, które z biegiem czasu, na skutek zacierarania się w pamięci autora faktów, stały się całkiem zabawnymi anegdotami. Np. to, że jeden za Skaldów zwariował w ZSRR podczas trasy koncertowej... :D

Podzielam zdanie Markovitza, że książeczka mimo kilku nieścisłości jest dosyć symaptyczana, największą wartością ( jakże by inaczej) są w niej zdjęcia - niektóre zupełnie mi nieznane.
Czyta się ją jednym tchem. Ja ją przeczytałem za jednym przysiadem.
dzek
2014-04-12 23:41:22
Z zainteresowaniem wysłuchałem drugiej części opowieści Marka Karewicza.Z zainteresowaniem,ale i trochę smutkiem,bo wyraźnie panu Markowi zdrowie i pamięć nie dopisują.Pewnie w książce,to zostało jakoś wszystko wygładzone,oszlifowane,może nawet pewne sprawy zferyfikowane itd.Niemniej pojawiło tam kilka ciekawych wątków.I o Niemenie,i o Franciszku Walickim,i o tzw.mariażu jazzu i rocka.
No właśnie,a propos tego ostatniego tematu.W środowisku rockowym być może panuje przekonanie,że na przełomie lat 60-tych i 70-tych znani jazzmani nagle zaczęli masowo grać w rockowych kapelach czy też sami zaczęli grać taką muzykę,bo nagle olśniła ich wirtuozeria rockowych gigantów.Mój koleżka od jazzu,na moje uwagi,że Miles Davis był zafascynowany Hendrixem i być może planowali coś razem nagrać,mówił z przekąsem,że tu chodziło tak naprawdę o kasę.I nawet jeśliby założyć,że nie tylko o kasę,to ten powód wydaje się istotny.Ta historia z grupą Test to trochę potwierdza.W przypadku Niemena udział czołowych polskich jazzmanów na płycie " Enigmatic"był tak naprawdę dla niego nobilitacją i pozwoliło mu to niejako wejść na "salony".Muzycy rockowi bywali do tamtego czasu traktowani dość pobłażliwie,żeby nie użyć słów mocniejszych.Czego nie można było zresztą powiedzieć o muzykach jazzowych."Jazz w filharmonii",jako cykl koncertów,był tego dowodem.Marek Karewicz zresztą mówi o muzyce rockowej z dużym dystansem i w zasadzie dopiero jakby przyciskany do muru przez Sosnowskiego prawi jakieś tam komplementy.Tu ,niestety ,według mnie nie ma równowagi.Bo o ile płyta Dżambli i płyta" Enigmatic"znajdują się w panteonie polskiej muzyki rockowej,min dzięki udziałowi czołowych polskich jazzmanów,to dla historii jazzu i dla życiorysów artystycznych tychże muzyków te płyty są tylko ciekawym epizodem.
Widzę,że w oddzielnym wątku spór na temat Skaldów w dalszym ciągu trwa :D Piszę o tym,bo temu zespołowi się wczoraj trochę od Marka Karewicza dostało.Zważywszy na to co mówił i jak to chyba te cięgi nie były do końca uzasadnione.
Franciszek Walicki to też temat wart uwagi.Korci mnie ,żeby nie podrzucić Wam pewnego linka,ale tam pan Franciszek jest przedstawiany w ,delikatnie mówiąc,niezbyt korzystnym świetle.Ten artykuł przypomina trochę takie IPN-owskie szukanie w życiorysach ludzi ciemniejszych kart.Sam tej postawy nie podzielam,więc się powstrzymam.
Pojawił się też w tej dyskusji temat samej postaci Niemena,jego kariery itd.Całkowicie podzielam pogląd tam przedstawiony.Niemniej ja już na ten temat, chyba nawet kilka razy, pisałem,więc nie ma sensu się powtarzać.
Markovitz
2014-04-14 17:41:41
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-14 17:41:41 przez Markovitz
DzekFranciszek Walicki to temat wart uwagi. Korci mnie, żeby nie podrzucić Wam pewnego linka (..)

Naiwnością jest sądzić, że nie wiemy o konflikcie pewnego didżeja z sędziwym animatorem big beatu... Nie ma chyba miejsca w necie, żeby nie natknąć się na echa tego sporu. Mnie akurat nie przekonuje narzucona didżejom misja edukacyjno-wychowawcza. Mam jednak respekt do tego, co pan Walicki zrobił dobrego dla muzyków.

Z drugiej strony nie mam nic przeciwko badaniu losów wiodących postaci życia kulturalnego (choćby przez IPN, który wbrew czarnemu PIAR-owi ma wiele cennych publikacji dotyczących historii najnowszej). Czy red.Waschko stracił miejsce w historii z powodu odkrycia jego uwikłania w służbie władzy..? Otóż - nie, bo pozostała pamięć o tym, co zdziałał.

Gdy w audycji Wehikuł Czasu padło pytanie o Redaktora, to Marcin Jacobson przypomniał, że działalność Ojca chrzestnego big beatu zmierzała do przyciągnięcia młodzieży do ideałów lewicowych. Warto byłoby uzupełnić ten przekaz, że zdobycie przyczółków dla big beatu w przestrzeni publicznej nie całkiem się Redaktorowi udało (przykład "Musicoramy"), bo towarzyszom nie podobały się zachodnie wzorce, z których czerpano inspirację i "wadza" długi czas traktowała nieufnie długowłosych idoli.

Na Fb wypowiedziami gości audycji zniesmaczył się Paweł Brodowski, który był blisko Czesława podczas jego CBS-owskiej przygody i jeszcze wcześniej. Mnie też irytowały opinie o Niemenie (powiedzieć o Nim tyle, że był to wyjątkowo muzykalny człowiek, to lepiej nic nie mówić), jak i o Skaldach (granie tras w ZSRR to jednak nie to samo co przygrywanie do tańca i kotleta na statku), a przy tym wynoszono pod niebiosa jazzmanów (którzy zazwyczaj byli tylko odtwórcami).

W końcu jednak stwierdziłem, że tyle było w mediach słodkości (ostatnio za przyczyną książki Szewczyka i Szabłowskiej), iż trochę fermentu nie zawadzi. A kontrowersyjne opowieści pana Marka Karewicza trzeba traktować z przymrużeniem oka ;)

P.S. Fotografie Breakoutu, Józefa Skrzeka ćwiczącego w pakamerze, Niemena w wydaniu enigmatyczno- włoskim są po prostu zjawiskowe 8)
art
2014-04-14 20:51:04
dzekMarek Karewicz zresztą mówi o muzyce rockowej z dużym dystansem i w zasadzie dopiero jakby przyciskany do muru przez Sosnowskiego prawi jakieś tam komplementy.


Ale Karewicz wiele razy otwarcie już przyznawał, że jego miłością jest jazz. Big-beat i rock to były przede wszystkim dla niego pieniądze :)

dzekMuzycy rockowi bywali do tamtego czasu traktowani dość pobłażliwie,żeby nie użyć słów mocniejszych.Czego nie można było zresztą powiedzieć o muzykach jazzowych."Jazz w filharmonii",jako cykl koncertów,był tego dowodem.


Choć i jazzmanom czy ich fanom zdarzało się zaszaleć. Cykl "Jazz w filharmonii" został brutalnie przerwany po tym, jak fani Urbaniaka zdemolowali warszawską Filharmonię, o czym szeroko się rozpisywało Jazz Forum.
dzek
2014-04-15 04:04:03
Marek Karewicz jest człowiekiem schorowanym,a na dodatek był on i jest człowiekiem jazzu i tę muzykę tak naprawdę kochał.Cóż więc on biedny miał powiedzieć o Niemenie?Skoro Sosnowski go indagował,właściwie wymuszając jego odpowiedź w stylu "Czesław Niemen wielkim muzykiem był" ?Powiedział więc jakiś zdawkowy komplement.Przy okazji apel do redaktorów.Nie zadawajmy pytań w stylu-Czyż nie uważa Pan,Pani,że ten czy ów artysta był wielki?W Radiu Maryja też jest taki ksiądz,który zadaje pytanie tak,że odpowiedź może być tylko jedna.Jedynie słuszna.Niemen był wielką osobowością,ale jazz to jednak jest coś innego.Nie mówię,że lepszego.ale innego.W autobiografii T.Stańko "Desperado"nazwisko Niemen pojawia się trzy razy .I to są suche,pozbawione jakichkolwiek ocen,a tym bardziej komplementów czy peanów informacje.
dzek
2014-04-15 04:46:37
A tak a propos jeszcze redaktora Waschko i Franciszka Walickiego.Zostali oni za te rzeczywiste czy też rzekome przewiny przez Markovitza rozgrzeszeni.I słusznie.Zrobili sporo dobrego.W stosunku do Skaldów jakoś nie widzę tego miłosierdzia :D Chociaż w tym wszystkim ja widzę jednak pewien plus. Niedługo ,dzięki temu serialowi ,o Skaldach,poznamy cały śpiewnik piosenek żołnierskich :D .Ja z piosenek żołnierskich cz też"okołożołnierskich"mam wielki sentyment do"Deszcze niespokojne".Wspomnienia,wspomnienia i jeszcze raz wspomnienia .Swoją drogą,co niektórzy/wiadomo o kim mówimy/ gotowi by byli spalić na przysłowiowym stosie wszystkich,którzy mieli jakikolwiek związek z serialem "Czterej pancerni i pies".
Markovitz
2014-04-15 08:31:20
Nie jest moją intencją, ani kompetencją rozgrzeszanie kogokolwiek. Nie mam takiej władzy. Opowiadam się jedynie za nieskrepowanymi i wszechstronnymi badaniami przeszłości tak, aby poznać rzeczywiste a nie deklarowane zasługi.

Napisałem, że red.Waschko ma swoje miejsce w historii muzyki (tzw. niepoważnej), bo je ma. Znaczące miejsce ma także red.Walicki, któremu Karewicz i Jacobson zgodnie przypisali niepodważalną pozycję na rynku muzycznym lat 60. i 70.

Prowadzący trójkową audycję jakby z lekkim niedowierzaniem odniósł się do wynoszenia Ojca big beatu na sam szczyt ówczesnej hierarchii muzycznej rozrywki. Myślę, że ta pozycja jest ostatnimi laty trochę mitologizowana. Ten, kto przeczytał ostatnią książkę pana Walickiego, domyśli się w czym rzecz: on stale pracuje nad swoim wizerunkiem.

Niedawno dojrzałem go w migawce Teleexpressu, jak uczestniczył w jubileuszu klubu "Rudy Kot". Podziw dla takich epizodycznych przejawów aktywności miesza się u mnie z wątpliwością: czy nie nadszedł już czas, aby to badacze i historycy zbadali czyny i zasługi..?

Bo o takich ludziach jak: Święcicki, Walicki i Tyrmand słyszał i czytał prawie każdy, kto się polskim jazzem i rockiem trochę interesuje. Niemal wszyscy darzymy uznaniem prezenterów radiowych: Gaszyńskiego, Kaczkowskiego, Pogranicznego i Waschkę (przynajmniej w tej roli).

A ilu beat-fanów kojarzy wyjątkowo zasłużonego i bystrego prezentera, jakim był Ryszard Ataman..?

Tylko przy rocznicowych okazjach, gdzieś na drugim, trzecim planie majaczą się sylwetki tak zasłużonych ludzi jak Stanisław Cejrowski (szef Agencji Koncertowej PSJ), czy Ryszard Sielicki (szef PN do 1968r.).

W audycji Jerzego Sosnowskiego na moment przywołana została postać śp. pana Pukackiego - szefa działu promocji Polskich Nagrań. Pan Karewicz nie był pewien jego imienia, ale pamiętał, że dzięki temu starszemu już wówczas panu płyty młodzieżowych zespołów od połowy lat 60. pakowane były w zindywidualizowane okładki. "Zacnego ułana" z wdzięcznością wspominał w swoich dziennikach także sam Niemen, którego Pukacki wziął publicznie w obronę po nagonce "Expressu Wieczornego" w 1971.

Czytając fragment rozważań Dzeka o stosunku Karewicza do Niemena wspomniałem chwile, gdy nasz guru muzycznych fotografików nagabywał i komplementował imć Czesława w Sopocie (na Dinozaurach), w Warszawie (na JJ)... Z wielkim uznaniem odnosił się do liderów big beatu w cyklicznych programach TV "Obiektywnie o..." emitowanych w TVP Polonia.

A tu naraz po dziesięciu latach od odejścia Niemena słyszę w audycji o "wyjątkowo muzykalnym człowieku". Wyjątkowo muzykalni to są amatorzy z pasją uczestniczący w próbach parafialnego chóru....

W "Historii polskiego jazzu" pióra Krystiana Brodackiego znacznie większą atencją niż jazzrockowe nagrania Niemena opisane są dokonania Bemibem, a nazwisko "Zieliński" pada tylko w odniesieniu do mniej znanych od Skaldów muzyków jazzowych. Jeśli ktoś mi zechce tłumaczyć, że Brodacki jest purystą jazzowym, a Niemen i Zielińscy nie byli przecież jazzmanami, to odeślę go do artykułów pana Krystiana, jakie pisywał kilka dekad temu w czasopismach jazzowych, gdzie działalność tak teraz po macoszemu traktowanych muzyków opisywał ze znacznie większą uwagą i estymą.
dzek
2014-04-15 09:45:28
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-15 09:45:28 przez dzek
Markovitzu,ja te swoje nieporadne uwagi /w porównaniu z Twoją zdolnością wypowiedzi tylko tak je mogę nazwać/ starałem się napisać w formie odrobinę żartobliwej i bardzo skondensowanej.A spotkałem się ,w odpowiedzi,z nieomal jakimś referatem.Ja nie miałem takich ambicji. :D Po pierwsze naturalnie,że nie jesteś władny nikogo rozgrzeszać :D .Napisałem o tym tylko jakby w kontekście dyskusji o Skaldach.Dajmy już jednak temu spokój.Już nie mam siły tego ciągnąć.Marek Karewicz kiedyś ciepło mówił o Klenczonie,Nalepie i pewnie jeszcze o wielu innych muzykach rockowych.Może nawet z nim pił razem wódkę i uważał ich za fajnych kumpli :D Tak w ogóle,żeby nie popaść w przesadny patos to przecież trzeba powiedzieć,że lubił on rozrywkowy tryb życia i lubił też gości,którzy wiedli życie,nazwijmy to,ekstrawaganckie. Co do Krystiana Brodackiego to nie wiem,co pisał on 40 lat temu .Może po prostu zmienił poglądy?Wydoroślał,spoważniał.Mniejsza jak to nazwiemy.Ja też 30 lat temu myślałem o pewnych sprawach trochę inaczej.Na koniec.Ja w ogóle też bym unikał rozgrzeszania ,a tym bardziej oskarżania ludzi.Co nie znaczy,że należy o pewnych sprawach w ogóle nie pisać
Markovitz
2014-04-15 11:58:11
Ja też na koniec spróbuję wyrazić się w nieco bardziej skondensowanej formie (lecz pewnie mi nie wyjdzie ;)).

U podstaw tego, co tu napisałeś Dzeku, leży przekonanie, że w wieku dojrzałym potrafimy lepiej ocenić muzykę naszych młodych lat i jej wykonawców. Ten sam pewnik przebija z medialnych wspominek m.in. panów Karewicza i Jacobsona, którzy postrzegają najważniejsze dokonania artystyczne Niemena przez pryzmat tego, że w tym nagraniu wziął udział Błędowski, w tym Urbaniak, a w innym Namysłowski, więc to było dobre...

A ja myślę, że to szczęście wymienionych, że akurat w tych sesjach mogli wziąć udział oni, a nie np. Seifert, czy Szukalski, bo efekt byłby - śmiem przypuszczać - równie dobry.

Spójrzmy w internetowych bazach na hasło "Niemen" i porównajmy z hasłem "Namysłowski", które zwykle obejmuje następujące dokonania:

po 1/ nagrał autorskie płyty: "Lola" (którą mało kto ma i słyszał), "Kujaviak goes funky" i "Winobranie", po 2/ wziął udział w sesjach: "Astigmatic" i "Niemen Enigmatic", po 3/ z zespołem the Wreckers wziął udział w festiwalu Newport '62, po 4/ w latach 60. i 70. skomponował kilka piosenek, które zyskały pewną popularność.

Nie muszę dodawać, że podobnej objętości tekstu można się spodziewać przy haśle Urbaniak (no może będzie tego troszkę więcej ze względu na dokonania Urszuli Dudziak).

Z młodości wyniosłem przeświadczenie, że na starość ludzie nabierają dystansu i wypowiadają się rozsądnie.

Tymczasem na palcach jednej ręki można wyliczyć autorytety z dziedziny muzyki niepoważnej, które tak się teraz wypowiadają. Niestety wielu ludzi ze środowiska muzycznego nie może do dziś przetrawić, że przybysz ze Starych Wasiliszek swoim talentem i pracą przerósł tych, których w oparach jazzowego klubu namaścili na muzycznych prekursorów i geniuszy...
Tadeusz
2014-04-15 12:45:37
Edytowany 2 raz(y), ostatnio 2014-04-15 12:45:37 przez Tadeusz
Markovitz napisał:

Niestety wielu ludzi ze środowiska muzycznego nie może do dziś przetrawić, że przybysz ze Starych Wasiliszek swoim talentem i pracą przerósł tych, których w oparach jazzowego klubu namaścili na muzycznych prekursorów i geniuszy...


Różnie można interpretować to zdanie. Może ono dotyczyć tych, którzy nigdy nie doznali pełnego blasku sławy, bo nie mieli talentu, albo szczęścia i, jak to zwykle ludzie mają w zwyczaju, oskarżają za to los lub szukają sobie kozła ofiarnego - on gorszy, a nie wiadomo czemu odnosi takie sukcesy..
Może ono dotyczyć też tych, którzy, stojąc na tym samym stopniu podium, czuli dyskomfort, że ktoś stoi obok nich.
Na pewno nie dotyczy ono Urbaniaka, Szukalskiego, Urszuli Dudziak, Namysłowskiego i wielu, wielu innych. Oni robią swoje...i robią to doskonale. Dla nich początkiem układu odniesienia nie jest, i nigdy nie był, Niemen. Jego gwiazda nigdy ani "na cal" nie zachwiała karierą wymienionych i nigdy nie przyczyniła się do jej wzrostu.

O Niemenie jest ostatnio dosyć głośno, ale powody są zgoła zupełnie inne niż nam, fanom, by się mogło wydawać. Krzyk Natalii Niemen w "Dziwnym..." tylko my odebraliśmy jako dziwny, niezorientowani przyklasnęli z zachwytem ( vide komentarze w internecie), ale nie o muzykę Niemena tu chodzi. Procesy też są zdarzeniem ogniskującym uwagę wokół Niemena, ale też nie o muzykę Niemena tu chodzi (vide komentarze w internecie)
Nie specjalnie więc eksponowałbym Niemena jako "rozdawcza kart" - byli słabi, byli dobrzy i był Niemen, który należał do dobrych, choć plagiat okładki popełnił ( vide Marek Karewicz- książeczka) Jest obecny, bo dzieją się wokół jego osoby rzeczy spektakularne, ale nie o muzykę tu chodzi.
Jest też w naszej, fanów, świadomości, i tylko tutaj o muzykę chodzi, ale to za mało, aby żyć w przeświadczeniu, że tylko Niemen. Jest jeszcze FADO :)

Pisano tutaj, że Karewicz jest schorowany, że zwodzi mu pamięć, że nie lubi (później podobno polubił, bo była kasa :) ) muzyki "szarpidrutów". Odnoszę wrażenie, że zbyt poważnie podchodzimy do tej książeczki; chcielibyśmy, aby miała ona charakter śmiertelnie dokumentalny. Na szczęście ja tego nie chcę. Ważne, że wiem o piciu wódy, a czy pili w dni parzyste, czy w Niedzielę Palmową, nie jest ważne. Ważne, że pili...

PS Środowisko muzyczne, jak każde inne artystyczne, rządzi się specyficznymi prawami. To tylko na zewnątrz wygląda tak słodko - "mój przyjaciel...."
dzek
2014-04-15 13:28:33
Niemen od połowy lat 70-tych,jak dla mnie,zaczął brnąć w ślepy zaułek.Nie lubię jego późnych tekstów.Pod względem formalnym,ale też i treściowym brzmią jakby napisał je ośmioklasista.Są pretensjonalne i nieznośnie moralizatorski.Zupełnie też nie podzielam jego fascynacji elektroniką.Owszem,świat przechodził tę chorobę,tak jak się przechodzi świnkę.Później się jednak z niej wyrasta.Niemen z tej choroby nie wyrósł nigdy.Mam wrażenie,że miał poza tym poczucie niezrozumienia,odrzucenia ze strony krytyków i publiczności i trochę się w tym swoim świecie zamknął.A nasz jazz nie ma się czego wstydzić.Komeda,Stańko czy Namysłowski to z całą pewnością wielkie nazwiska.Nie sądzę,żeby mieli mieć kompleksy w stosunku do Niemena.A byli też Kurylewicz,Seifert,Trzaskowski,Makowicz.Pewnie by się jeszcze paru,a może nawet parunastu znalazło.
Markovitz
2014-04-15 14:09:01
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-15 14:09:01 przez Markovitz
Dzeku - to że nie lubisz moralizatorskich tekstów Niemena nie świadczy o tym, że są złe. Przypatrując się Twoim argumentom nie doświadczam obcowania z formalną złożonością, czy tylko dlatego mam je uznać za słabe..?

A teraz o jazzmanach. Wielkie nazwisko to ma Miles Davies, a ze współczesnych - Pat Metheny. Nie tyle z powodu sławy, ale oryginalnego przekazu i wagi dokonań. Z naszych muzyków jazzowych z pokaźnym potencjałem oryginalności aspirowali do wielkości Komeda i Kurylewicz. Wielu znawców dołączyłoby do NICH Andrzeja Trzaskowskiego, ale czy można liczyć na rozgłos w muzycznym świecie z tak trudnym do wypowiedzenia nazwiskiem..? :)

Niewątpliwie to czego nie miel inni nasi muzycy to CHARYZMA i przede wszystkim wrażliwość na SŁOWO, na nasze DZIEDZICTWO MUZYCZNE. A jeśli jedną z tych cech mieli - to widocznie było za mało... Posłuchajcie, jak wstydliwie opowiada o swoich związkach z naszą źródłową muzyką Zbigniew Namysłowski. Kiedy do swojskich źródeł ostatni raz nawiązał Urbaniak..?

Jeśli chodzi o naszych muzyków rockowych - jest z tym sięganiem do źródeł jeszcze gorzej. Świadomie czynił to Ciechowski, ale mimo charyzmy wokalistą był - powiedzmy- średnim... Nalepa (po krótkim etapie współpracy z Jackiem Graniem vel Walickim) uważał rodzimą muzykę ludową za niepotrzebny balast.

Pozostali muzycy to - wedle uznania - dopiero dobrze się zapowiadający, poszukujący, sprawni lub mało oryginalni wyrobnicy scen. Od wielu lat odbieramy przekaz, że mieliśmy wielu genialnych jazzmanów i kilku muzykalnych bigbitowców, którzy - i owszem - nagrywali dobre rzeczy, gdy grali z nimi jazzmani. Album "Magia obłoków" Marka Grechuty jest przykładem, że nie musiało tak być i rozwodnienie jazzującymi improwizacjami poetyckiego przekazu oryginalnego piosenkarza prowadziło na manowce...
Tadeusz
2014-04-15 14:40:51
Edytowany 2 raz(y), ostatnio 2014-04-15 14:40:51 przez Tadeusz
Markovitz pisze
Dzeku - to że nie lubisz moralizatorskich tekstów Niemena nie świadczy o tym, że są złe.


Zależy pod jakim kątem są analizowane.
-Jeżeli pod kątem wirtuozerii słowa, bogactwa porównań i skrótów myślowych, to są doskonałe.
-Jeżeli pod kątem ich przydatności do uświadamiania odiorców o ich wadach, wadach świata i innych negatywnych cechach egzystencjonalizmu, to są bardzo
kiepskie, bo w żaden sposób nie trafdiają do zwykłego śmiertelnika, a ci, do których trafić by mogły, nie potrzebują ich, bo oni już to wszystko wiedzą.
Na tym polega paradoks wad doskonałości ( ale się zaniemenowałem! :D ) Dlatego Niemen jest wciąż na "tapecie", przynajmniej w niszowym środowisku
dzek
2014-04-15 14:42:31
Markovitzu,ja się wypowiadam nieporadnie,czemu nie zaprzeczam,ale ja nie pretenduję do roli jakiegoś "wieszcza" :D .Co do jazzmanów.Metheny?No nie wiem.Miles Davis.Jak najbardziej.Zresztą w sprawie jazzu nie jestem na tyle kompetentny,żeby zabierać głos.Mój koleżka od jazzu,notabene bardzo ciężko chory,właśnie ściąga teraz mnóstwo płyt Johna Zorna.Ma zamiar je jakoś opracować,choć sił ma niewiele.Wcześniej próbował mnie zarazić muzyką Sun Ra.Jedną z najlepszych recenzji jakie udało mu się przeczytać,tak mi kiedyś mówił,była recenzja Kilara z początku lat 60-tych,zamieszczonych w czasopiśmie "Jazz".Już nie pamiętam,ale chyba dotyczyło to Coltrane'a.Widział go chyba wtedy w Paryżu.A ostatnio wspominał mi,że olśniła go płyta Namysłowskiego "Lola",nagrana chyba z Bartkowskim i Makowiczem.
Nie przepadam z "Magią Obłoków",choć wiem,że wielu ją lubi,bo to takie ,według nich ,"crimsonowskie"granie.I tu się objawia cały nasz kompleks.Ja już słyszałem,że Niemen grał jak Mahavishnu Orchestra i to miało być synonimem jego wielkości.Bo grał jak...Pal licho Zachód.Grajmy swoje.Oryginalnie.Są tego w Polsce przykłady.Nic na to nie poradzę i może będę nudny,ale Grechuta takie płyt miał.Coś całkowicie oryginalnego.
dzek
2014-04-15 14:55:00
Tadeuszu.Czytam i oczom nie wierzę.Uważam całkowicie odwrotnie.Podzielam Niemena pretensje do ludzi,świata .Nie uważam się za człowieka nieczułego na te sprawy i nie uważam też,że Niemen mnie jakoś tym olśnił,oświecił.Niemen mówi tak naprawdę o rzeczach oczywistych.Pal licho nawet to,że to są rzeczy oczywiste,gorzej ,że ta forma jest taka ,a nie inna.Żaden literaturoznawca,krytyk zajmujący się poezją jeszcze się w sposób poważny nad tymi tekstami nie pochylił.I to nie dlatego,że ów krytyk się jakoś do Niemena uprzedził.
Tadeusz
2014-04-15 15:11:19
dzek napisał:
Tadeuszu.Czytam i oczom nie wierzę.Uważam całkowicie odwrotnie.Podzielam Niemena pretensje do ludzi,świata

Owszem, miał i to słuszne, tylko, że - jak pisałem wcześniej - adresaci wiedzieli doskonale o swoich grzeszakch, więc pisanie o tym do świadomych sprawców jest raczej kiepskim pomysłem, a złudzenie, że trafi to innych i ci inni coś zmienią, było naiwnością. Dlatego z tego punktu widzenia wiersze te były kiepskie, bo zupelnie nie pasowały do tła, na które były nakładane.
Natomiast jako forma poetycka, z wszystkimim jej kanonami, były wierszami doskonałymi. Stąd moje sformułowanie o paradoksie wad doskonałości ( kiepskie, a doskonałe)
I żeby nikt mnie źle nie zrozumiał to powiem, że artysta, choć przeważnie błądzi, zasługuje na uznanie jeżeli jego twórczośc wywołuje w odboircach kontrowersje- a w nas twórczość Niemena wywołuje.

PS Do znawców - Karewicz pisze, że Niemen bardzo lubił grać na organach, choć nie bardzo umiał. Co znawcy na to ?
dzek
2014-04-16 05:14:43
Co do nawiązywania do naszej tradycji to takie przykłady można by mnożyć.Oczywiście było słynne "Winobranie" no i były choćby pieśni Chopina śpiewane przez Novi Singers.Z dziedziny muzyki lżejszej były też "Pieśni Marka Grechuty do słów Tadeusza Nowaka".Płyta świetna i pozostaje żal do Marka,że przestał śpiewać innych poetów ,a zaczął śpiewać swoje teksty.Nie wiem czym było to spowodowane?Może uwierzył w swoją wielkość do tego stopnia,iż sądził,że jego teksty też się obronią.Niestety,ale w większości się nie obroniły.A przecież jeszcze na początku lat 90-tych,mimo,że opuszczały go już siły twórcze, potrafił w sposób przejmujący zaśpiewać tekst Barańczaka.Więc można było.
P.S.Tak w ogóle to nikt chyba nigdy nie wypowiadałem się na tym forum w takim o to duchu,że jaka to szkoda,że nasi twórcy sięgają do polskich korzeni.Przeciwnie.Doceniam to i lubię.Podobno za czasów wczesnego big beatu nasze władze nakazywały zepołom młodzieżowym,aby np. śpiewały polskie melodie ludowe.Nawet w jakimś sensie po to został powołany zespół No To Co.To wszystko wychodziło średnio.Tylko chyba Skaldom udało się wyjść z tego obronną ręką.
Tadeusz
2014-04-17 12:16:03
Parę dni temu napisałem:
PS Do znawców - Karewicz pisze, że Niemen bardzo lubił grać na organach, choć nie bardzo umiał. Co znawcy na to ?


I cisza...
Nie ma tu znawców, czy nie wypada o tym pisać ?
dzek
2014-04-18 05:12:55
Dzisiaj jest tak szczególny dzień,że nawet nie wypada takich spraw roztrząsać.No,ale jeśli Tadeuszu nalegasz?
Widzisz.Sprawa jak dla mnie jest prosta.Skoro tak Karewicz powiedział to widocznie tak uważał.Ot i cała tajemnica.
Ja tutaj powołam się na mojego koleżkę,bo on ma być może podobny punkt widzenia,co Marek Karewicz.Wszak jest on na wskroś człowiekiem jazzu.Na moje pytanie o czołowych organistów wskazał mi na Joey'a DeFrancesco.Pamiętam,że słuchaliśmy jego nagrań i bardzo pozytywnie o nim mówił.Niemena specjalnie ,jako organistę,nie ceni.Wczoraj przywiózł ze sklepu jakąś podwójną płytę Coltrane'a z koncertu z 1963 roku,mimo,że jego płyt ma całą masę.No,ale tam,jak twierdzi,jest unikalna wersja "My favourite things".On taką muzykę kocha i cóż na to poradzić?
Ja pamiętam taką książkę J.E.Berendta"Od raga do rocka",gdzie jakby on tam porównuje najsłynniejszych instrumentalistów rockowych z jazzowymi.I tam ten swoisty pojedynek jest przegrany z kretesem przez rockowych wirtuozów.
Czy Berendt ma jedyną i słuszną rację?Oczywiście,że nie.Można nawet powiedzieć,że na szczęście.
Tadeusz
2014-04-18 06:26:55
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-18 06:26:55 przez Tadeusz
dzek napisał:
Dzisiaj jest tak szczególny dzień,że nawet nie wypada takich spraw roztrząsać.No,ale jeśli ...


Dzień jak każdy inny: świeci słońce, ptaki spierwają, ludzie idą do pracy, rozwodzą sie z żonami. Gdzieś w tramwaju ktoś kogoś zrugał. Dzień jak kazdy inny...

Dzek pisze, iż po zasięgnieciu opinni dowiedział się, że najlepszy był niejaki Joey'a DeFrancesco ( nie znam ), ale to "chyba jakiś zagraniczniak" i z najwyższej półki. Zaintersuję się gościem, może warto.
Wobec takieg głosu, postawię pytanie inaczej: jak Niemen wyglądał na tle np. Krzysztofa Sadowskiego, czy Andrzeja Zielińskiego, którzy doskonale dawali sobie radę na organach Hamonda.

Myślę, że rozważania na ten temat są bardziej interesujące niż "kołobrzegowa" lustracja. Są tu uzytkownicy, którzy doskonale słyszą - rozważali oni o brzmieniach poszczególnych wydań CD Niemena; ich wnikliwość i drobiazgowosć wzbudziła moje zdumienie :wink: - to może oni zabiroą głos.

Moim zdaniem Andzej Zieliński było o wiele sprawniejszym klawiszowcem niż Niemen, natomiast wokalnie - odwrotnie.
art
2014-04-18 07:05:23
Niemen jako klawiszowiec nigdy nie był postacią wybitną czy genialnym wirtuozem. Jego genialność polegała jednak na tym, że wszystkie swoje braki i niedostatki potrafił przekuć na swoją korzyść, co najwyraźniej słychać w jego grze na Minimoogu. Te wszystkie ozdobniki, specyficznie układane frazy - to jest znak rozpoznawczy Niemena. Mocno też nadrabiał niezwykłym zmysłem kolorystycznym - staranny dobór brzmień, które udało mu się ukręcić z analogowych instrumentów w latach 70. do dzisiaj prezentuje się się świeżo.
Celestyn
2014-04-18 07:32:42
Dzek ma rację z tym dniem szczególnym...,,Wszyscy jesteśmy Chrystusami,,-a kto wie,czy Niemen nie bardziej.Od końca lat 70-tych jego cierpienie tylko narastało,co było widać i przede wszystkim,słychać.Wesołych Świąt wszystkim Niemenologom.
dzek
2014-04-18 07:33:35
Tadeuszu.Tak naprawdę przecież chodziło Ci o to czy Karewicz miał prawo powiedzieć,że Niemen niespecjalnie dobrze grał na organach.Otóż miał prawo.W końcu każdy ma prawo do swoich opinii.Przy okazji podparłem się opinią mojego kolegi tylko dlatego,że być może on patrzy na te sprawy podobnie jak Karewicz.W końcu też kocha jazz.Natomiast ja nie analizowałem i porównywałem gry Zielińskiego,Sadowskiego z Niemenem.No oczywiście z naszych jest jeszcze Karolak i paru innych.To w ogóle temat do szerszej dyskusji,bo czy tak naprawdę niektórych artystów kochamy za jakąś wielką wirtuozerię?Jest przecież jeszcze coś takiego jak charyzma,prostota i siła przekazu,także teksty,oryginalność i wiele innych czynników.
puszek
2014-04-18 10:18:59
Kompletnie niema znaczenia czy Niemen był wirtuozem klawiszy. Lecz najważniejszy jest sposób w jaki podawał dźwięki i ich przedziwną formę, i przedziwną moc przekazu. Żaden z wymienionych wirtuozów nie posiadał takiej umiejętności poruszania słuchacza dźwiękiem. Przykład z brzegu, utwór Katharsis, prosty, kilka dźwięków a tak porusza, że wyjesz do wszechświata a dusza ulatuje na jego krańce. Po prostu trzeba być namaszczonym przez Boga do przekazu ludziom czegoś ważnego. Niemen takim był. W to wierzę.
Domin189
2014-04-18 11:42:10
Podobna dyskusja miała miejsce w temacie "Zespoły Niemena", a szczególnie podobał mi się post Lau:

Lau
(...) wirtuoz znaczy dla mnie - doskonały technicznie instrumentalista, z wielkim obyciem muzycznym, potrafiący zagrać wszystko bezbłędnie, profesjonalnie, szybko itp. Zaś wizjonerami muzycznymi nazywam twórców, kompozytorów, a także instrumentalistów mających swój indywidualny styl, brzmienie, grających ciekawie i niepowtarzalnie. Nie muszą to być osoby z profesjonalnym warsztatem. Nie każdy wirtuoz jest wizjonerem, choć lepiej, żeby był :). Zaś wizjoner może być wirtuozem lub nie.

Niemen był, zdaje mi się, przyzwoitym instrumentalistą, ale raczej nie odstawiał "popisów" instrumentalnych, jakie były udziałem innych jego muzyków. To pozwala mi twierdzić, że nie był typowym wirtuozem-wymiataczem. Ale dla mnie nie ma to znaczenia, ponieważ cenię bardziej wizję niż warsztat. Póki wizjoner ma warsztat wystarczający do przekazania swojej wizji, póty można być spokojnym :). Moim zdaniem, Niemen potrafił przekazać swoją wizję. I ta wizja mnie urzekła. Bardziej niż działania jakiegokolwiek innego klawiszowca z jego licznych zespołów!

Dodam, że chodzi mi o Niemena-klawiszowca jako członka zespołu, a nie Niemena-solistę (...)

Tutaj link to całej wypowiedzi.

Ciekaw jestem, co Karewicz ma na myśli mówiąc, że Niemen "nie bardzo umiał" grać na organach Hammonda? Fałszował? Grał podstawowe akordy? Nasz forumowy kolega z antypodów twierdzi, że zjawiskowe solo w utworze "Com uczynił" gra nikt inny, jak Czesław Niemen:

angur(...) Pamietam to dokladnie z kilku koncertow Grupy, m. in. w cyrku w Warszawie :wink: tym bardziej ze autorstwo tego wlasnie sola bardzo mnie intrygowalo po wysluchaniu plyty Niemen vol.2.

Na Zaduszkach Jazzowych w Krakowie, gdzie na koncercie poswieconym Komedzie Grupa Niemen grala ten sam program co na JJ, Jozef Skrzek ani razu nie zasiadl do klawiatury. W wielu innych przypadkach Skrzek i Niemen wymieniali sie gra na organach w poszczegolnych utworach z koncertu na koncert.


Wracając do tematu tego wątku - chciałbym się od szczęśliwych posiadaczy książki dowiedzieć, czy rzeczywiście są w niej jakieś nieznane dotąd zdjęcia Niemena? :)
Tadeusz
2014-04-18 13:52:59
Nasz forumowy kolega z antypodów twierdzi, że zjawiskowe solo w utworze "Com uczynił" gra nikt inny, jak Czesław Niemen:


Byłem świadkiem tego wykonania u progu wspólnej drogi artystycznej Niemena i Skrzeka ( początek lat 70-tych, Wrocław) i nie widziałem tam Niemena nad klawiszami.
Tadeusz
2014-04-18 13:59:42
W wypowiedziach na temat Niemena jako klawiszowca przebija się nieśmiało opinia, że jednak chyba był przeciętnym instrumentalistą, natomiast wyczuwam w niektórych wypowiedziach pewne zniecierpliwienie i zawoalowany wyrzut, że wogóle śmiano poruszyć ten temat, jak by był on tabu.
Veriton
2014-04-18 18:12:29
No właśnie, też odniosłem wrażenie, że forowicze jakby bali się napisać, że Niemen był bardzo dobrym klawiszowcem.
A przecież był! W polskiej muzyce rockowej z trudem udałoby się uzbierać większe grono lepszych od niego,
może gdyby doliczyć typowych jazzmanów i elektroników.
Niemen na klawiszach to, obok Skrzeka, Komendarka, Zielińskiego, Bilińskiego i Łosowskiego, absolutna czołówka.
A jeśli do umiejętności czysto technicznych dodać jeszcze kompozytorskie, wokalne i charyzmę,
to szybko by się okazało, że "wnuk Norwida" stoi samotnie na czele.
Niemen to autor i wykonawca pierwszej, i znakomitej, polskiej płyty elektronicznej - "Katharsis",
a ta nie została przecież zagrana na trąbce ;).
Ciągle jeszcze nie dotarła do mnie książka Marka Karewicza, więc nie wiem w jakim kontekście się wypowiedział,
jednak wiadomo, że jego kontakty z Niemenem były szczególnie nasilone w początkach kariery artysty, kiedy grywał on
jeszcze na organach Farfisa, więc stwierdzenie "Niemen bardzo lubił grać na organach, choć nie bardzo umiał"
ma moc i siłę zarzutu czynionego kilkumiesięcznemu bobasowi, że bardzo chce chodzić i biegać, choć nie umie :).
Tadeusz
2014-04-18 18:22:28
Veriton jest jak rosyjski minister spraw zagranicznych, Ławrow.
Ja piszę, że:
W wypowiedziach na temat Niemena jako klawiszowca przebija się nieśmiało opinia, że jednak chyba był przeciętnym instrumentalistą,


a Veriton z mistrzowską wirtuozerią Ławowa mówi zupłnie coś innego, przyznająć mi rację. I dziwić się, że pokojowe siły zajęły Krym:

No właśnie, też odniosłem wrażenie, że forowicze jakby bali się napisać, że Niemen był bardzo dobrym klawiszowcem.
Ewa
2014-04-22 12:53:13
Domin189
Wracając do tematu tego wątku - chciałbym się od szczęśliwych posiadaczy książki dowiedzieć, czy rzeczywiście są w niej jakieś nieznane dotąd zdjęcia Niemena? :)

Dominie, dziś przed południem odebrałam przesyłkę z Trójkowego Wehikułu Czasu, dołączając tym samym do szczęśliwych posiadaczy książki Marka Karewicza - mogę więc odpowiedzieć na Twoje pytanie.
Nieznane zdjęcia Niemena owszem są (szkoda tylko, że nie w takiej ilości jak zdjęcia grupy Breakout), choć znając Twoje preferencje, nie wiem, czy będziesz zadowolony akurat z takiego ich wyboru. :wink:
Większość pochodzi z lat 60., ale są też dwie fotki z 1971r. i jeszcze dwie późniejsze, choć moim zdaniem mało ciekawe...
W rozdziale o SBB są też dwie fotki z okresu Grupy Niemen, ale Niemena akurat na nich nie ma.

Co do treści książki, to podobnie jak przedmówcy, też mam sporo zastrzeżeń, przede wszystkim w tematach dotyczących Niemena i Skrzeka.
Spodobała mi natomiast historyjka o tym, jak po negatywnych komentarzach Stana Borysa (wówczas jeszcze Stanisława Guzka) na temat kunsztu muzycznego Niemena, pewnego dnia Niemen pojawił się na koncercie Bizonów, wykupując wcześniej wszystkie bilety i wprawiając w osłupienie muzyków, spodziewających się pełnej widowni. :) Ciekawe tylko, czy ta historyjka jest prawdziwa. :wink:
Markovitz
2014-04-23 17:25:03
Panom: Jacobsonowi i Karewiczowi udało się tą książką wzbudzić sensację w prasie brukowej i jest to nie lada wyczyn w czasach, gdy grono pretendentów do sławy i ich menażerów co dzień głowi się nad historyjkami i ustawkami, które mogą przyciągnąć uwagę tabloidów. Nie wiem tylko, czy ten medialny sukces powinien ich satysfakcjonować...

Na stronie FAKT-u naliczyłem aż trzy tematy, których źródłem jest książka "Karewicz. Big beat" - oto one :

1/ bajka o tym jak pan Czesio miał wykupić wszystkie bilety na koncert pana Stana (znający realia wiedzą, że nikt nie mógł tego zrobić przy ówczesnym systemie dystrybucji biletów),

2/ zbiór anegdot na temat menażerskich pomysłów pana Stanisława, ojca słynnego pana Wojtka,

3/ zdanie na temat tła konfliktu w Cz.Gitarach - bez komentarza.

Trochę żal, że szanowani przeze mnie autorzy po obiecującym początku, w kolejnych rozdziałach książki gubią szansę na rzetelną, szczerą i osobistą opowieść, tracąc ją w morzu anegdot i wątpliwych "rewelacji".

Na szczęście pozostaną w pamięci wspaniałe fotografie dokumentujące osobowości i urok epoki big beatu 8)
Ewa
2014-04-23 20:25:19
Jerzy Skrzypczyk już zdementował rewelacje Marka Karewicza:
http://www.fakt.pl/klotnia-o-powoc-wyrz ... 847,1.html

Stan Borys na razie milczy, może jeszcze nie czytał książki...
Markovitz
2014-04-28 08:07:19
Jeśli nawet Pana Karewicza zawodzi pamięć o niektórych epizodach barwnego życia, to był jeszcze Pan Jacobson jako ten, który miał weryfikować fakty i oceny zawarte w tych opowieściach... Jednakże nieodparta pokusa przerysowania historii zwyciężyła, a nagrodą jest obecny szum w żądnych sensacji mediach.

Oto dwa przykłady kitu, którego nie da się obronić nawet najbardziej dziwacznym splotem okoliczności.

Historia biesiadnego spotkania z legendarnym skoczkiem Stanisławem Marusarzem i spaceru pod Wielką Krokiew, do czego wg książki miało dojść podczas pobytu Karewicza i Niebiesko-Czarnych w Zakopanem, byłaby do przełknięcia (mniej prawdopodobne jest spotkanie Łuszczka na Mazurach- a mi się kilka lat temu to przydarzyło :)), gdyby nie próba dobarwienia historii w audycji "Trójkowy Wehikuł Czasu". Według radiowej narracji bohatera wspomnień - w wycieczce pod Krokiew jemu i Panu Marusarzowi towarzyszył też .. Niemen, mimo że w książce o tak sławnym uczestniku wyprawy nie ma ani słowa!
Czytelnik może ustalić przybliżony czas owej eskapady w trakcie obozu Niebiesko-Czarnych. Kilka zdań wcześniej - po samotnym górskim spacerze podczas tego samego obozu Pan Walicki postanawia włączyć Niebiesko- Czarnych w ratowanie willi ATMA, co mogło mieć miejsce w latach 1968-1969 (w 1968r. miała miejsce produkcja filmu "Kulig, a w 1969 N-Czarni przekazali część honorariów na remont ATMY), ale wtedy Czesława Niemena w tym zespole już nie było...

A już na zupełny humbug zakrawa historia porannej wódeczki z księdzem Karolem, który wg książki na polecenie wykładowcy seminaryjnego Franciszka Macharskiego ugaszcza nad ranem Panów: Marka Karewicza, Kazimierza Grześkowiaka i Jana Zylbera. Rzecz się dzieje w okresie działania Silnej Grupy Pod Wezwaniem (1968-1974), która to grupa wybrała sobie Wawel na miejsce sesji fotograficznej !). Autorzy kończą opowieść znamienną sugestią...

"Kilka lat potem z wiadomego rzymskiego komina popłynął biały dym, a ta nasza wizyta nabrała zupełnie innego wymiaru".

Chyba siódmego wymiaru, bo Karol Wojtyła od 1967r. był kardynałem, a nie jakimś tam zwykłym księdzem, którego można zbudzić o 4 nad ranem, aby ugościł trzech niedopitych gości, choćby jednym z nich był znany fotograf z samej Warszawy.

Często literatura jest ciekawsza niż proza życia... 8)
Ewa
2014-04-28 13:09:18
Historia przymusowego leczenia muzyka Skaldów w radzieckiej psychuszce też chyba nie jest do końca prawdziwa. Tak przynajmniej twierdzi Dariusz Szreter z Dziennika Bałtyckiego, który zna tę historię od ówczesnego menadżera grupy. Historia, która słyszał niejako z pierwszej ręki różni się niemal wszystkim od historii opowiedzianej przez Marka Karewicza. Wspólnym mianownikiem jest tylko postać bohatera i fakt przetrzymywania go w szpitalu psychiatrycznym.

W najnowszym Newsweeku w artykule na temat książki Sebastian Łupak zadał Markowi Karewiczowi pytanie na temat antysemickiego konfliktu w Czerwonych Gitarach. W odpowiedzi M. Karewicz wspomniał śniadanie w jednym z hoteli w czasie trasy zespołu. Usiadł wtedy przy stole z Sewerynem Krajewskim, a ktoś z grupy (nie podał nazwiska) miał wtedy go zapytać: "Co ty, z tym Żydem siedzisz?".
Kto chce niech wierzy, ale mnie jakoś pan Karewicz nie przekonał...
dzek
2014-04-28 15:20:09
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-28 15:20:09 przez dzek
Nie czytałem jeszcze tej książki,ale z tego , co widzę wniosek jest jeden.Marek Karewicz jest w sensie dosłownym człowiekiem chorym Może nie powinienem o tym pisać i jest to trochę nietaktowne,ale kiedyś widziałem jego dość świeże zdjęcie,na którym jest na wózku.Prawdopodobnie przeżył udar.Nie jestem lekarzem,ale być może ten fakt tłumaczy te jego kłopoty z pamięcią i nawet skłonność do jakiejś konfabulacji.Mam sympatię do tego człowieka,ale pewne fakty są chyba nieubłagane.Może w tym wypadku Marcin Jacobson nie sprostał swojej roli?Bo to on powinien w tym tandemie autorskim starać się jakoś to wszystko ogarnąć.Nie może w świat iść każda banialuka wypowiedziana przez schorowanego człowieka.Oczywiście ta książka to nie jest encyklopedia i jej zadanie jest trochę inne.W przypadku encyklopedii dbałość o szczegóły i fakty musi być znacznie większa.Pewnie niektóre wydarzenia są w ogóle nie do zweryfikowania,bo po prostu świadkowie tych historii albo nie żyją albo też nie pamiętają tego,co miało miejsce blisko pół wieku temu.
Tadeusz
2014-04-28 16:20:12
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2014-04-28 16:20:12 przez Tadeusz
"Co ty, z tym Żydem siedzisz?".


Pokutuje to w Polakach, jak wiele innych kompleksów.
Mam kolegę Żyda i on opowiada najlepsze dowcipy i angdoty o Żydach, np. taką:

Dyrygent polskiej orkiesty symfonicznej do dyrygeenta amerykańskiej orkiestry symfonicznej:
- mamy w orkiestrze czterech Żydów, ale nie robimy z tego problemu
Na to dyrygent amerykańskiej orkiestry:
-prawdopodobnie w naszej orkiestrze jest kilu Żydów, ale ilu- nie wiem


Myślę, że ta anegodta powinna zamknąć na zawsze problemy narodowościowe, prezentowane na tym forum za autorem fajnych fotek, choć niekoniecznie tolerancyjnego wobec inności i robiącego sensację-tanią i miałką-z tej inności. Żyd to Żyd, a Polak to Polak. Ważne, by Salici była piękana i ciepła, bo tylko człowieczeństwo się liczy. :D

Ja kwestię o Żydach prezentowaną przez Karewicza pominąłem jak długi, nudny opis przyrody w szkolnej lekturze. Gdyby jeszcze zechciał to skomentować, zamiast robić z tego sensację, to zatrzymałbym się przy tym dłużej... A tak: pies szczeka, a karawana idzie dalej...
Veriton
2014-04-28 18:26:43
Markovitz(...)Trochę żal, że szanowani przeze mnie autorzy po obiecującym początku, w kolejnych rozdziałach książki gubią szansę na rzetelną, szczerą i osobistą opowieść, tracąc ją w morzu anegdot i wątpliwych "rewelacji".

Na szczęście pozostaną w pamięci wspaniałe fotografie dokumentujące osobowości i urok epoki big beatu 8)

Osobistą jest ta opowieść na pewno, a że trochę mniej szczerą i rzetelną, jest do przebolenia.
Negatywnie na liczbie sprzedanych egzemplarzy się to raczej nie odbije :)
W każdym razie ta książka to coś więcej niż tylko fotografie. Przeczytałem ją szybciutko
i z taką samą przyjemnością jaką odczuwam i przy tych, bardzo ciekawych, uwagach
odnośnie konfabulacji, błędów i przeinaczeń autora.
Przejdź na: główną stronę z listą forów | listę wpisów z Cztery ściany świata | górę strony