szach' raj
2006-08-26 21:03:57
Edytowany 1 raz(y), ostatnio 2006-08-26 21:03:57 przez szach' raj
Mamy temat folkowych źródeł, myślę, że można to zagadnienie rozszerzyć i zastanowić się nad innymi inspiracjami. Niemen, choć był wyjątkowo niezależnym i autonomicznym twórcą, przecież nie żył i nie tworzył na pustyni. O swoich muzycznych wzorach mówił dość często.
Na fali wzrastającego w Polsce zainteresowania Watersem i Gilmourem zacznę może od wpływów Pink Floyd na Niemena. Poniższy cytat pochodzi z miesięcznika Teraz Rock (luty 2002). Na marginesie dodam, że całość wywiadu z powodzeniem mogłaby się znaleźć w podforum „W poszukiwaniu źródła”.
Niemen : "Byłem na Wembley, kiedy Pink Floyd grali koncert pod tytułem Dark Side Of The Moon [16.11.1974 - posiadam zapis tego koncertu ]. To był dla mnie szok. Wspaniałe efekty scenograficzne, kwadrofoniczny dźwięk. Byłem na stadionie, a czułem się jakbym się znalazł w kosmosie. Wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, jak ważne jest nagłośnienie. Wiadomo, że zawsze w Polsce cierpieliśmy z tego powodu. Były jakieś samodziały, które charczały, albo były tak słabe, że publiczność wszystko zagłuszała... Płyta Dark Side do dziś mi się podoba. Z powodu swojej fabularności. Była też przyczyną mojego zainteresowania syntezatorami. Wcześniejszych płyt Pink Floyd nie kupowałem, tylko gdzieś tam słuchałem. The Wall mam – bo zawsze lubiłem „całościowe” albumy". Albo inna wypowiedź (wersja?) na ten temat. Pochodzi z polskiej strony internetowej zespołu :
„W 1971 r. pierwszy raz pojechałem do Londynu i tam dowiedziałem się od Pawła Brodowskiego, że Pink Floyd jest rewelacyjny na żywo. Wtedy też zacząłem kupować ich płyty, choć z ich muzyką zetknąłem się już wcześniej - We Włoszech, gdzie byli bardzo popularni.
W 1974 r. byłem na koncercie Pink Floyd na Wembley. To był koncert "The Dark Side Of The Moon". Zupełnie poraził mnie rozmach tego występu. Był dźwięk kwadrofoniczny i efekty laserowe. To był niemal teatralny spektakl. Pod wrażeniem tego koncertu Pink Floyd próbowałem później w Polsce budować sobie aparaturę nagłaśniającą - oczywiście, z dość mizernym skutkiem.
Nie byłem przekonany do wokalnej strony Pink Floyd, z powodu mojej fascynacji rythm 'm bluesem. Ale później stwierdziłem że to wszystko razem, jako całość było świetne. "The Dark Side Of The Moon" zawsze zastanawiało mnie: jak można zrobić coś tak prosto i tak doskonale.
Ostatnio kupiłem sobie "The Wall" na kompaktach. I przyznam się, że przed laty ten album od razu mi się spodobał. Bardzo się dziwiłem, że na "The Wall" było tyle napaści... To było w okresie wchodzenia punku i nagle okazało się, że coś takiego jest niemodne. No i przetrwało punków.
Z początku Pink Floyd był dla mnie bardzo ciekawym zespołem ze względu na syntezatory. Przekonali mnie też do takich instrumentów... Ważne też były ich dziwne, aleatoryczne skojarzenia. Tym bardziej, że wtedy pojawiła się cała awangardowa sprawa, powiązana z jazzem i free-jazzem. I te nowe instrumenty dawały dużo możliwości. Zresztą oni świetnie je wykorzystywali. To była muzyka ilustracyjna, ale też na pewno coś nowego.”
Dodam jeszcze o możliwym wpływie utworu „Time” na kompozycję „Pieczęć” (dziecięca pozytywka, dokładnie taką samą melodię grała ta, zawieszona nad łóżeczkiem mojej córki).
I o szacunku Niemena dla zaangażowanych tekstów Pink Floyd…
Na fali wzrastającego w Polsce zainteresowania Watersem i Gilmourem zacznę może od wpływów Pink Floyd na Niemena. Poniższy cytat pochodzi z miesięcznika Teraz Rock (luty 2002). Na marginesie dodam, że całość wywiadu z powodzeniem mogłaby się znaleźć w podforum „W poszukiwaniu źródła”.
Niemen : "Byłem na Wembley, kiedy Pink Floyd grali koncert pod tytułem Dark Side Of The Moon [16.11.1974 - posiadam zapis tego koncertu ]. To był dla mnie szok. Wspaniałe efekty scenograficzne, kwadrofoniczny dźwięk. Byłem na stadionie, a czułem się jakbym się znalazł w kosmosie. Wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, jak ważne jest nagłośnienie. Wiadomo, że zawsze w Polsce cierpieliśmy z tego powodu. Były jakieś samodziały, które charczały, albo były tak słabe, że publiczność wszystko zagłuszała... Płyta Dark Side do dziś mi się podoba. Z powodu swojej fabularności. Była też przyczyną mojego zainteresowania syntezatorami. Wcześniejszych płyt Pink Floyd nie kupowałem, tylko gdzieś tam słuchałem. The Wall mam – bo zawsze lubiłem „całościowe” albumy". Albo inna wypowiedź (wersja?) na ten temat. Pochodzi z polskiej strony internetowej zespołu :
„W 1971 r. pierwszy raz pojechałem do Londynu i tam dowiedziałem się od Pawła Brodowskiego, że Pink Floyd jest rewelacyjny na żywo. Wtedy też zacząłem kupować ich płyty, choć z ich muzyką zetknąłem się już wcześniej - We Włoszech, gdzie byli bardzo popularni.
W 1974 r. byłem na koncercie Pink Floyd na Wembley. To był koncert "The Dark Side Of The Moon". Zupełnie poraził mnie rozmach tego występu. Był dźwięk kwadrofoniczny i efekty laserowe. To był niemal teatralny spektakl. Pod wrażeniem tego koncertu Pink Floyd próbowałem później w Polsce budować sobie aparaturę nagłaśniającą - oczywiście, z dość mizernym skutkiem.
Nie byłem przekonany do wokalnej strony Pink Floyd, z powodu mojej fascynacji rythm 'm bluesem. Ale później stwierdziłem że to wszystko razem, jako całość było świetne. "The Dark Side Of The Moon" zawsze zastanawiało mnie: jak można zrobić coś tak prosto i tak doskonale.
Ostatnio kupiłem sobie "The Wall" na kompaktach. I przyznam się, że przed laty ten album od razu mi się spodobał. Bardzo się dziwiłem, że na "The Wall" było tyle napaści... To było w okresie wchodzenia punku i nagle okazało się, że coś takiego jest niemodne. No i przetrwało punków.
Z początku Pink Floyd był dla mnie bardzo ciekawym zespołem ze względu na syntezatory. Przekonali mnie też do takich instrumentów... Ważne też były ich dziwne, aleatoryczne skojarzenia. Tym bardziej, że wtedy pojawiła się cała awangardowa sprawa, powiązana z jazzem i free-jazzem. I te nowe instrumenty dawały dużo możliwości. Zresztą oni świetnie je wykorzystywali. To była muzyka ilustracyjna, ale też na pewno coś nowego.”
Dodam jeszcze o możliwym wpływie utworu „Time” na kompozycję „Pieczęć” (dziecięca pozytywka, dokładnie taką samą melodię grała ta, zawieszona nad łóżeczkiem mojej córki).
I o szacunku Niemena dla zaangażowanych tekstów Pink Floyd…