Wspominaliśmy w tym wątku zdarzenia, które następowały wtedy, gdy Pan Artysta był już znany i podziwiany. Bywały jednak takie spotkania jeszcze i u zarania kariery, które wywarły piętno na całym życiu. Zastanawialiście się: kim byłby Czesław Wydrzycki, gdyby nie spotkał na swojej drodze Franciszka Walickiego..?
Gdyby nie namowy ojca chrzestnego polskiego big-beatu pewnie jeszcze kilka lat wykonywałby repertuar latynoski, a ballady grane na gitarze akustycznej być może doprowadziłyby go do nurtu poezji śpiewanej lub bluesa. Nie byłoby wyjazdów do Francji i kolorowych koszul. Nie byłoby wyjazdów do Włoch, gdyby nie spotkał później Romana Waschki z jego rozległymi kontaktami. Powiecie: pewnie spotkałby kogoś innego. Możliwe, ale wtedy podążyłby inną drogą- także muzyczną.
W miniony weekend byłem na recitalu Kolegi parającego się piosenką autorską na pograniczu bluesa, boogie-woogie i muzyki określanej jako ragtime. Powiedział mi, że w przyszłym tygodniu ma koncert w Kędzierzynie- Koźlu (takie małe nawiązanie do tego, co 11 lat temu pisał w tym wątku Bogdan). Paweł (bo tak ma na imię ów Kolega) właśnie powraca do siebie po grypie i mimo zmęczenia podróżą zagrał świetny koncert dla niewielkiej grupki widzów w naszym peryferyjnym miasteczku.
Jego ekspresyjny wokal rzadko rozdzierał dusze, ale pozostawił w nas ślad obcowania z szczerą muzyczną opowieścią o życiu.
Gdy poznałem Pawła, to jako przybysz z małego miasta wynajmował pokój w starej kamienicy niedaleko teatru, w którym pracował. Za umeblowanie służyły mu: biurko z krzesłem, gramofon z kolekcją płyt z Delty Missisipi, jakaś lampa, gitara i materac. Co tydzień spotykaliśmy się w klubie jazzowym, który utworzyliśmy przy MDK. Organizowaliśmy i słuchaliśmy prelekcji (pamiętam tematy: James Scott i ragtime, dixieland, bebop, Miles Davies, Jimmy Hendrix i związki Niemena z jazzem też). Nasz klub odwiedzali też muzycy i to dużego formatu- np. Artur Dutkiewicz, którego do Torunia przyciągał nie tyle jazz co dziewczyna, inny znany pianista- Bogdan Hołownia, Sławek Wierzcholski z Nocnej Zmiany Bluesa oraz muzycy znanych toruńskich zespołów. Nasz prezes Henryk wpadł na pomysł giełd płytowych (chwyciło i to jak!) oraz wspólnych wypadów na koncerty (w tym Jazz Jamboree). Zauważyłem wtedy, że jeśli coś Pawła Szymańskiego naprawdę zainteresowało, to jak na samouka przystało, zgłębiał temat już samodzielnie. Później Kolega nabywał doświadczeń współpracując ze znanymi zespołami, lecz wciąż powracał na swą indywidualną ścieżkę rozwoju muzycznego. W końcu osiadł z rodziną we własnym lokum w dużym mieście, ale nie osiadł na laurach. Może być z siebie dumny, bo poradził sobie bez promotorów i PIAR-owych sztuczek.
Od wielu lat jest w artystycznej drodze- grając na gitarach i harmonijce. Komponuje piosenki, zawierając w tekstach ciekawe, życiowe spostrzeżenia i sporą dozę sarkastycznego humoru. Czasem sięga po stare bluesy z przełomu XIX i XX wieku starając się dostosować je do własnego stylu. W takiej też konwencji (bez mojej namowy) wykonywał kiedyś utwór "Terra deflorata", a jego refleksyjną wersją hitu "Dziwny jest ten świat" zachwycił się 11 lat temu Marek Gaszyński w pamiętnej audycji RDC. Przez te wszystkie lata Paweł wydał cztery wysoko ocenione autorskie albumy. Był też laureatem kilku festiwali od OPPA do Rawy Blues, jednakże ani razu nie zagościł w śniadaniu TVP, poranku Polsatu, nie mówiąc o gwiezdnych tańcach w TVN-nie, więc w zasadzie powiedzmy sobie szczerą prawdę na dziś: co z niego za gwiazda..?
Tak więc jego nazwisko w naszej mieścinie przed sezonem nie okazało się magnesem przyciągającym tłum do klubu. Miejscowa młodzież życzy sobie zaproszenia bluzgających raperów i didżejów zabijających wrażliwość jednostajnym rytmem. Co prawda w tekstach pieśni mojego Kolegi nie brakuje desperatów rozważających położenie głowy na torach, ale zwykle jego bohaterowie jednak odnajdują sens życia. Rzecz ma się trochę tak jak w piosence "Czarna dziura" Jaromira Nohawicy i tak jak w tekstach Niemena- nadzieja wynika z wiary, miłości i piękna, mimo panoszącego się zła, brzydoty i beznadziei.
Nieźle nagłośniona scenka, jeden punktowiec, dwie gitary (w tym cudo zwane
national steel body), kilka harmonijek i żadnych grepsów. Liczy się tylko artysta i publiczność, a pomiędzy nami nić porozumienia z rozgałęzieniami do kiedyś przeżytych chwil, przesłuchanych płyt i przeczytanych książek. Od koncertu czuję się, jakbym w kieszeni nosił cudem odnaleziony szlachetny kamyk, w którym jest pamięć wyśpiewanych tekstów, wystukanych butem rytmów i zagranych fraz.
I myślę sobie, że gdyby kiedyś Cz. Juliusz Wydrzycki (biedny repatriant zza Buga) nie spotkał gdzieś w trójmiejskim klubie pana Walickiego, to jego kariera mogłaby się potoczyć podobnie jak w przypadku mojego Kolegi: kameralne sceny, wierna i wyrobiona, ale niezbyt liczna publiczność- zamiast wielkiej sławy. Gdy Niemen w wywiadach wracał do wczesnych lat kariery, to często pojawiało się w tych wspominkach słowo "PRZYPADEK". Tak to sobie trafnie/ czy nietrafnie teraz skojarzyłem...
Zapomniałem spytać Pawła, czy zetknął się kiedyś osobiście z Czesławem? Dwa lata wcześniej nim go poznałem, Niemen wystąpił właśnie w Teatrze im. W. Horzycy. Z tamtego koncertu zapamiętałem utwór z tekstem o człowieku, którego trudno porównywać z bliźnimi ("Człowiek a człowiek"). Utwór ów jakoś wtedy "nie przyjął się" i dopiero wiele lat później kompozycja została nagrana- już ze zmienionym tekstem- a znamy go pod tytułem "Śmiech Megalozaura". Wówczas w teatrze za wiele sobie z Niemenem nie porozmawiałem, bo zjawił się umówiony pan z częścią do samochodu teścia Czesława i trzeba było odłożyć rozmowy o życiu i sztuce na inną okazję
PS W okresie, do którego wróciłem pamięcią, Niemen współpracował z Północnym Okręgiem PSJ, któremu szefował Ryszard Jasiński. Byłem wtedy na 5 koncertach organizowanych przez ten management- wszystko było jak należy.Pod koniec lat 80. w organizacji występów estradowych na pewien czas Janka Wiśniewskiego zastąpiła córka prezesa Jasińskiego- Magda. Przypominam sobie, że mówiła mi o planowanym animowanym klipie do utworu z płyty "Terra deflorata", ale chyba nic z tego nie wyszło... Po wygaśnięciu kontraktu z PSJ Czesław współpracował z kilkoma organizatorami koncertów, a część obowiązków tego rodzaju przejął sam.