Bogdan To tylko słowo, ale ...
..
ale w zupełności wystarczy
Czytając o kłopotach ze stroną Maćka przypomniałem sobie opowieść weselną z Erewania i .. skojarzyłem ją z przygodą ze zlotu.
Otóż drugiego dnia (w sobotę) w tym samym ośrodku było wesele.
Nie przeszkadzało nam to (a słyszałem nawet , że ktoś od nas trochę się tam zabawił), bo mieliśmy zajęcia w innym skrzydle ośrodka.
W niedzielny ranek na ławeczce siedziało kilku panów-scyzoryków składających się do pół-snu w osobliwym letargu (jak to po hucznym weselu) oraz starsza Dama otoczona wiankiem młodych Pań.
Wyszedłem zaczerpnąć rześkiego haustu bukowiny, a tu naraz widzę jak naciera na mnie owa Jejmość w balowej sukni. Myślałem, że dostanę po łbie torebką, ale nie !
Rzuciła mi się na szyję krzycząc :
- Wspaniale graliście !
Zaskoczony tym dowodem uwielbienia pomyślałem, że może poprzedniego dnia przypadkiem wpadła posłuchać, ale znowu skucha !
Wymieniła tytuły, których Niemen w życiu nie śpiewał (chyba, że gdzieś na weselu
) i wtedy już wiedziałem, że wzięła mnie za kogoś z orkiestry weselnej. Potwierdziły to kolejne Panie, które również zaczęły mi gorąco gratulować i całować ...
Dziwne, że i one uległy zbiorowej halucynacji, bo były trzeźwe i młode...
A do tego bardzo ładne i choćby dlatego nie wypadało mi prostować omyłki
Ech - muzycy - ci to mają klawe życie...