Tadeusz
2007-08-25 15:26:35
Edytowany 7 raz(y), ostatnio 2007-08-25 15:26:35 przez Tadeusz
Na Białoruś wybrałem się z dwóch powodów- obydwóch sentymentalnych. Stamtąd pochodzi moja Matka i stamtąd pochodzi Czesław Niemen. Od dawna zamierzałem odwiedzić Stare Wasiliszki i, położone ok. 150 km na północny wschód od nich, Zawidzinięta – rodzinną wieś mojej Matki, w której nigdy wcześniej nie byłem.
Wiedziony tym zamiarem, 11-tego sierpnia stanąłem u stóp granicy polsko-białoruskiej w Brześciu i po krótkiej odprawie, dokonanej przez polskie służby graniczne, stanąłem przed groźnym obliczem pograniczników białoruskich. O ile Białorusini są życzliwi i ciekawi kontaktów z obcymi przybyszami to „osoby oficjalne” – celnicy, pogranicznicy- są nieprzyjemne, i to nie tylko dla cudzoziemców, ale i dla swoich obywateli również.
Długa, drobiazgowa, kuriozalna odprawa – codziennie urządzana podróżnym przez posłańców Łukaszenki- oraz stosy bezsensownych formularzy do wypełnienia, arogancja i złośliwość „osób oficjalnych”, błyskawicznie ostudziły mój zapał do dalszej podróży ( jakże inaczej odbywa się odprawa graniczna na granicy litewsko-polskiej )
Jednak sentymentalny cel mojej wyprawy szybko pozwolił zapomnieć o tej koszmarnej procedurze i po chwili z entuzjazmem przycisnąłem pedał gazu - już na białoruskiej ziemi.
Nie wiedziałem jednak, że na Białorusi obowiązującą walutą jest dolar, bo po kilku kilometrach, na bramce, zarządzano ode mnie opłaty w dolarach za przejazd autostradą. Mimo to mój entuzjazm nadal nie gasł. Zapłaciłem - i do Wasiliszek!
Im bliżej było do Wasiliszek, tym częściej moja żona zaglądała mi w oczy, spodziewając się w nich łezki wzruszenia. Zawiodłem ją! Oczy miałem suche, choć przyznam, że chwilami czułbym się lepiej w ciemnych okularach, bo gwarancji, że oczy nie zajdą mi wilgocią dać nie mogłem. Po każdym przebytym kilometrze ciśnienie mojej krwi wzrastało, aż osiągnęło wartość wystarczającą do zgonu -kiedy to zobaczyłem drogowskaz: Wasiliszki 10 km
Wjeżdżając do wioski intuicyjnie spojrzałem w lewo, z tej właśnie strony spodziewając się domu Niemena. Nie pomyliłem się! Stoi on na początku wsi po lewej stronie. Do dzisiaj wisi na nim wieniec, a u progu drzwi stoją wypalone znicze żałobne.
Wracający właśnie z kościoła mieszkańcy Starych Wasiliszek pozdrawiali nas z życzliwym uśmiechem, widząc jak fotografujemy ze wszystkich stron ten, od dawna opuszczony, dom.
Obeszliśmy go dookoła kilka razy, zrobiliśmy mnóstwo fotografii, aż w końcu zaczęliśmy się rozglądać za kimś, z kim można by porozmawiać o Niemenie z tamtych lat
Pani Weronika (jak się później okazało, przyjaciółka siostry Czesława Niemena- Pani Jadwigi), mieszkająca naprzeciwko domu Niemena, zaprosiła nas na herbatę i bardzo serdecznie ugościła. Ta „herbatka” przerodziła się w długą i bardzo ciekawą rozmowę o Niemenie z tamtych lat i o polskości na tamtych terenach. Z opowieści Pani Weronika wynika jednoznacznie, że młody Czesio – jak mawia o Nim Pani Weronika – był bardzo wrażliwym i muzykalnym chłopcem. Nie sprawiał też rodzicom większych kłopotów wychowawczych.
Nasza Gospodyni, podobnie jak wszyscy starsi mieszkańcy wsi, doskonale pamięta wyjazd rodziny Wydrzyckich i łzy w swoich oczach. Wiedziała bowiem, że rozstają się na długie lata, a może i na zawsze. Dobrze, że korespondujemy z Jadwigą-mówi Pani Weronika i łzy staja jej w oczach, za przyjaciółką i za Polską. Pani Weronika bardzo by chciała aby Wasiliszki znowu znalazły się w granicach Polski i ma żal do historii.
My ofiarowaliśmy Pani Weronice dwie płyty Niemena: „Dziwny jest ten Świat” i „Czy mnie jeszcze pamiętasz”. Myślę, że sprawiliśmy Jej tym radość. Oczywiście nie obyło się bez wspólnych zdjęć. Obiecaliśmy pani Weronice, że prześlemy te zdjęcia ( podwójne) pani Jadwidze i poprosimy Ją aby przesłała po jednym do Wasiliszek. Polubiliśmy Panią Weronikę. Ona nas chyba też, a moją żonę – na pewno.
Zwiedziliśmy też kościół w Starych Wasiliszkach. Zrobił on na nas duże wrażenie swoją polskością i swoimi rozmiarami, niewspółmiernymi do wielkości wsi.
Odnalazłem też kamień dzieciństwa Niemena , ten na którym sfotografował się w 1979 roku, będąc w Wasiliszkach ( fotografia w książeczce dołączonej do drugiego boxu)
Niestety, kamień ten jest całkowicie zarośnięty krzakami i zapaskudzony śmieciami, więc nie mogłem zrobić sobie na nim podobnej fotografii. Na szczęście ok. piętnastu metrów obok leży inny kamień, mniejszy nieco, ale do podobnej fotografii nadający się. I tak oto mam fotografię prawie identyczną jak w książeczce ( poza niemal identyczna -celowo studiowana przed wyjazdem)
Cały wyjazd do Wasiliszek udokumentowany jest setką zdjęć.
Wiedziony tym zamiarem, 11-tego sierpnia stanąłem u stóp granicy polsko-białoruskiej w Brześciu i po krótkiej odprawie, dokonanej przez polskie służby graniczne, stanąłem przed groźnym obliczem pograniczników białoruskich. O ile Białorusini są życzliwi i ciekawi kontaktów z obcymi przybyszami to „osoby oficjalne” – celnicy, pogranicznicy- są nieprzyjemne, i to nie tylko dla cudzoziemców, ale i dla swoich obywateli również.
Długa, drobiazgowa, kuriozalna odprawa – codziennie urządzana podróżnym przez posłańców Łukaszenki- oraz stosy bezsensownych formularzy do wypełnienia, arogancja i złośliwość „osób oficjalnych”, błyskawicznie ostudziły mój zapał do dalszej podróży ( jakże inaczej odbywa się odprawa graniczna na granicy litewsko-polskiej )
Jednak sentymentalny cel mojej wyprawy szybko pozwolił zapomnieć o tej koszmarnej procedurze i po chwili z entuzjazmem przycisnąłem pedał gazu - już na białoruskiej ziemi.
Nie wiedziałem jednak, że na Białorusi obowiązującą walutą jest dolar, bo po kilku kilometrach, na bramce, zarządzano ode mnie opłaty w dolarach za przejazd autostradą. Mimo to mój entuzjazm nadal nie gasł. Zapłaciłem - i do Wasiliszek!
Im bliżej było do Wasiliszek, tym częściej moja żona zaglądała mi w oczy, spodziewając się w nich łezki wzruszenia. Zawiodłem ją! Oczy miałem suche, choć przyznam, że chwilami czułbym się lepiej w ciemnych okularach, bo gwarancji, że oczy nie zajdą mi wilgocią dać nie mogłem. Po każdym przebytym kilometrze ciśnienie mojej krwi wzrastało, aż osiągnęło wartość wystarczającą do zgonu -kiedy to zobaczyłem drogowskaz: Wasiliszki 10 km
Wjeżdżając do wioski intuicyjnie spojrzałem w lewo, z tej właśnie strony spodziewając się domu Niemena. Nie pomyliłem się! Stoi on na początku wsi po lewej stronie. Do dzisiaj wisi na nim wieniec, a u progu drzwi stoją wypalone znicze żałobne.
Wracający właśnie z kościoła mieszkańcy Starych Wasiliszek pozdrawiali nas z życzliwym uśmiechem, widząc jak fotografujemy ze wszystkich stron ten, od dawna opuszczony, dom.
Obeszliśmy go dookoła kilka razy, zrobiliśmy mnóstwo fotografii, aż w końcu zaczęliśmy się rozglądać za kimś, z kim można by porozmawiać o Niemenie z tamtych lat
Pani Weronika (jak się później okazało, przyjaciółka siostry Czesława Niemena- Pani Jadwigi), mieszkająca naprzeciwko domu Niemena, zaprosiła nas na herbatę i bardzo serdecznie ugościła. Ta „herbatka” przerodziła się w długą i bardzo ciekawą rozmowę o Niemenie z tamtych lat i o polskości na tamtych terenach. Z opowieści Pani Weronika wynika jednoznacznie, że młody Czesio – jak mawia o Nim Pani Weronika – był bardzo wrażliwym i muzykalnym chłopcem. Nie sprawiał też rodzicom większych kłopotów wychowawczych.
Nasza Gospodyni, podobnie jak wszyscy starsi mieszkańcy wsi, doskonale pamięta wyjazd rodziny Wydrzyckich i łzy w swoich oczach. Wiedziała bowiem, że rozstają się na długie lata, a może i na zawsze. Dobrze, że korespondujemy z Jadwigą-mówi Pani Weronika i łzy staja jej w oczach, za przyjaciółką i za Polską. Pani Weronika bardzo by chciała aby Wasiliszki znowu znalazły się w granicach Polski i ma żal do historii.
My ofiarowaliśmy Pani Weronice dwie płyty Niemena: „Dziwny jest ten Świat” i „Czy mnie jeszcze pamiętasz”. Myślę, że sprawiliśmy Jej tym radość. Oczywiście nie obyło się bez wspólnych zdjęć. Obiecaliśmy pani Weronice, że prześlemy te zdjęcia ( podwójne) pani Jadwidze i poprosimy Ją aby przesłała po jednym do Wasiliszek. Polubiliśmy Panią Weronikę. Ona nas chyba też, a moją żonę – na pewno.
Zwiedziliśmy też kościół w Starych Wasiliszkach. Zrobił on na nas duże wrażenie swoją polskością i swoimi rozmiarami, niewspółmiernymi do wielkości wsi.
Odnalazłem też kamień dzieciństwa Niemena , ten na którym sfotografował się w 1979 roku, będąc w Wasiliszkach ( fotografia w książeczce dołączonej do drugiego boxu)
Niestety, kamień ten jest całkowicie zarośnięty krzakami i zapaskudzony śmieciami, więc nie mogłem zrobić sobie na nim podobnej fotografii. Na szczęście ok. piętnastu metrów obok leży inny kamień, mniejszy nieco, ale do podobnej fotografii nadający się. I tak oto mam fotografię prawie identyczną jak w książeczce ( poza niemal identyczna -celowo studiowana przed wyjazdem)
Cały wyjazd do Wasiliszek udokumentowany jest setką zdjęć.