Daszo - odpowiedź oczywiście poprawna.
W nagrodę wymyślasz nową - taką akurat dla "Domina 189" - aby mógł odpowiedzieć bez zaglądania do książek.
Ja postaram się jednak "uplastycznić" cały przebieg transakcji zwanej z gruzińska "machniom" (wprowadził jej zasady Grigorii - z załogi "Rudego" - dawne to dzieje, ale zasada obowiązuje nadal), do jakie doszło pomiędzy Niemenem, a Dempseyem Knightem.
Najpierw Knight przyjechał do Polski i po nagraniu płytki z Bizonami (Polskie Magrania, Muza SP-290
1.
Annabelle (mel. ludowa, arr. Zbigniew Bizoń)
2.
I Don't Care Who Knows (mel. ludowa, arr. Zbigniew Bizoń)
Gościnnie: Henryk Kowalski – skrzypce), a następnie udał się na tournee po kraju w ramach trasy "NAF" (Niemen/Alibabki/Flamengo) - zobacz temat : [
"MAPA KONCERTÓW NIEMENA PO KRAJU..."]
Niemen nosił wówczas swój słynny góralski kubraczek, natomiast Dempsejowi było strasznie zimno (koniec września 1969 roku był chłodny jak dla Aborygena) w jego skórzanej kurteczce, nawet z okryciem głowy - kapeluszem:
.........................................................
No i co na to Czesław?
Naturalnie pospieszył przybyszowi z Antypodów z przyjacielską pomocą i właśnie wówczas doszło do tej słynnej, wręcz legendarnej wymiany.
Ucieszony i ogrzany ciepłym kożuszkiem Dempsey, przeszedł na "ty" z Czesławem. Stwierdził w swym narzeczu "Irku Me Demp" - co znaczyło: mów mi Demp. "Angur" może to potwierdzić.
Z wdzięcznością dołożył do tej wymiany, noszoną za pazuchą rodzinną pamiątkę - tęczowo pomalowany bumerang (często go używał dla rozgrzewki w przerwach między występami i teraz tylko mu przeszkadzał).
...................................
Czesław chętnie przyjął ten niespodziewany prezent - dar serca - już wtedy swego przyjaciela Dempa i szybko przebrał się w nowe "ciuchy", upychając za pas podarowany bumerang. Na marginesie należy podkreślić fakt, że doszedł z czasem do mistrzostwa w posługiwaniu się nim. Wielu to widziało i niedowierzało, że Polak z Kresów, jest w stanie dojść do takiej wprawy.
...........................................................................
Niestety podczas pokazów swych umiejętności, do jakich doszło podczas wyprawy Niemena do Australii (luty 1993 rok) - Niemen specjalnie pojechał tam, aby to zaprezentować rdzennym mieszkańcom, a przy okazji Polonusom (niektórzy błędnie informują, iż było to tournee stricte muzyczne - prawda, jak widzimy, była zupełnie inna) ale na ostatnim pokazie w Melbourne (28.02.1993) rzucił tak niefortunnie, że pałętające się wokoło psy dingo, "skubnęły" rzucony niefortunnie bumerang i "dały z nim nogę". Biedny nasz Czesław (dla Dempa - "Szez") zmuszony był w tej sytuacji szybko przerwać swe australijskie pokazy i spiesznie powrócił do Polski.
Wszystko to opowiedziała mi (chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie) Stenia Kozłowska, która będąc swego czasu na tournee po Australii (podobno chłopacy z No To Co zrezygnowali z obiecanej im ekskursji na drugi koniec świata z obawy, że nie potrafiąc chodzić do góry nogami, nie byliby w stanie zagrać cokolwiek) - również zaprzyjaźniła się z Dempem (nie wiem czy wiecie, ale była matką chrzestną jego córki) -
........................................
- i tę sensacyjną wiadomość, przekazaną w zaufaniu, pozwoliła mi ujawnić dopiero teraz.
Tak, z grubsza biorąc, wygląda drogi "Dominie189", cała prawda na temat tej słynnej - nieobjętej, jeszcze wówczas, żadnymi obwarowaniami prawnymi, międzynarodowej, polsko-australijskiej formy handlu wymiennego, pomiędzy artystami zaprzyjaźnionych, choć jakże odległych krajów.
Możesz to przytoczyć np. podczas pisania pracy maturalnej na temat Niemena.
Zaskoczysz komisję egzaminacyjną dogłębną znajomością tematu i SUKCES (nomen omen) - murowany.
Ps. Tadeusz prosił, abym coś dorzucił do tej opowieści i nieznanych wątków historii Niemen/Knight.
Dopowiem jedynie, że "chłopcy" od Piotra Janczerskiego z wielką ochotą zamienili obrzydliwie, ciepłe plaże i rafy koralowe u wybrzeży Australii i z ludowym zaśpiewem (pieszo i na rowerach - a jak! Jak sie bawić, to na całego! Z polską, ułańską fantazją!) odwiedzali wsie i osady, lansując hity w stylu
"W naszej wiosce uciechy", a czasami
"Z soboty na niedzielę", zahaczając o małe miasteczka, przyłączali się do maszerujących ulicami orkiestr dętych i z przytupem śpiewali
"Defilady".
..............................................
A w nagrodę - nasi dziarscy strażacy z Kwaśniewic - pojechali do... Ameryki!
........................
Tam przekonali się, że można jednak grać stojąc bokiem do kuli ziemskiej i to dodało im skrzydeł. Australia stała otworem, ale najpierw woleli poszaleć na estradzie Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu (dobra zaprawa wojskowa przed podróżą nikomu jeszcze nie zaszkodziła, zwłaszcza, że "Srebrne Pierścienie", jakimi byli obdarowani za piosenkę "Rozśpiewane wojsko" - (cel i "przyczyna" przyznania im tej nagrody, jak mówili później członkowie grupy - był zgoła inny) stanowił świetny materiał do handlu, zapoczątkowanego przez Czesława.
Podobno za jeden taki pierścień oferowano 100 muszli i 7 naszyjników z prawdziwych korali.
Jak było dalej... Nie mogę na razie zdradzić, bo dałem słowo...
A poza tym zaraz ktoś mnie stąd przepędzi i powie, że zbyt daleko odbiegłem od tematu. Może i racja?
No to na razie! Ahoj, Alloa hey!
(.)