Coś "chudo" jeśli chodzi o komentarze ... czyżbyśmy słuchając czesławowych płyt nie zadawali sobie pewnych pytań??? Ok, odsłonię zatem intencję, którą kierowałem się zaczynając ten wątek. Stawiam tezę, że
płyty nagrane przez Niemena w Polsce są pod względem artystycznym ciekawsze i bardziej bezkompromisowe od albumów nagranych za granicą.
W zasadzie wszystko powinno przemawiać na korzyść nagrań zrealizowanych poza krajem:
-porządne studia nagraniowe, wyposażone w dobrej jakości sprzęt,
-profesjonaliści w dziedzinie reżyserii i nowoczesnej realizacji nagrań,
-komfort pracy muzyków nieporównywalny z tym, czego doświadczali w Polsce,
-pozytywny stres, bo przecież "nagrywamy dla CBS" - to "pójdzie w świat" i otworzą się drzwi do kariery ...
Rozkładam przed sobą "Strange Is This World", „Requiem dla Van Gogha" i "Marionetki" oraz „Ode To Venus". To dźwiękowe dokumenty pozostałe po "Grupie Niemen". Symbolicznie okres ten zaczyna się w Niemczech ("Strange ...") i tam też się kończy ("Ode …"). Każda z tych płyt ma zasadniczą cechę – tak zwaną „awangardowość”. Przeanalizujmy zatem zastosowane przez muzyków środki, które miały ją uzasadniać.
-„Strange Is This Word” to pierwszy krok „Grupy Niemen” w awangardę. Utwór tytułowy oraz „A Song For The Deceased” („Piosenka dla zmarłej”) nieźle wpisują się w ten klimat: proste w zasadzie piosenki muzycy przekształcają w utwory pozbawione cech komercyjności, a podstawowym środkiem do osiągnięcia celu jest oryginalny sposób wykorzystania wyobraźni i umiejętności instrumentalnych Helmuta Nadolskiego. Dwa pozostałe utwory, to w zasadzie bluesopodobne granie bez silenia się na łamanie tradycji poza „melodyczno - kontrabasową” oprawą dokonywaną przez Nadolskiego („Why Did You Stop Loving Me”, “I've Been Loving You Too Long”). Nie zauważam w nagraniach z tej płyty szczególnych (niezwykłych) konstrukcji utworów, skomplikowanych harmonii lub zapadających na zawsze w pamięć solówek. Interesująco zaaranżowana „Piosenka dla zmarłej” razi trochę dłużyznami i powtórzeniami tych samych rozwiązań w partiach solowych i kulminacyjnych – trochę nieporadnie brzmi też momentami gitarzysta. Ponad wszystko wybija się śpiew Niemena, znakomicie dysponowanego wokalnie.
-Minie niespełna pół roku, a ten sam skład muzyków, uzupełniony gościnnie o trębacza Andrzeja Przybielskiego, nagra w studiu Polskich Nagrań „Requiem dla Van Gogha" i "Marionetki" (w boksie wydanym przez Polskie Radio wypełniają jeden krążek). I nagra, w moim odczuciu, dwie znakomite płyty, o wybitnych walorach artystycznych. Te nagrania zasługują na inne, oddzielne miejsce ich omawiania na forum. Wpiszę jedynie, że wieje z nich awangardą, pozorna surowość muzyki łamana jest przez lekkość grania (o której w innym miejscu trafnie napisał Ed:
http://www.venco.com.pl/~dsier/Niemen/f ... 9&start=30), pojawia się zdecydowanie szerszy niż na „Strange …” wachlarz środków wypowiedzi. I obecny jest Andrzej Przybielski (szkoda, że okazjonalnie: doprawdy rad byłbym dowiedzieć się dlaczego tylko na zasadzie dokooptowanego gościa). Cudowne rzeczy gra ten muzyk! Chcąc się do czegoś przyczepić wspomnę dla porządku, że analogicznie, jak na płycie niemieckiej, rażą pewne fragmenty w „Piosence dla zmarłej” i z tych samych powodów. Dla konesera „Requiem dla Van Gogha" i "Marionetki" są arcydziełem.
-Po kilku miesiącach muzycy „Grupy Niemen” wchodzą do monachijskiego studia, by nagrać – jak się okaże – ostatnią płytę w tym składzie, jednocześnie będącą pożegnaniem z awangardą. Wykorzystują w części materiał z „Marionetek”. I dziwna sprawa: cały urok muzyki i ładunek emocjonalny z polskiego dwupłytowego albumu trafia szlag. Ta płyta, mimo że ważna, wartościowa i „trzymająca” określony poziom jest artystycznym krokiem wstecz.
Dlaczego na niemieckich płytach Niemen nie zdecydował się na eksperymenty, które z powodzeniem sprawdziły się w produkcjach dla Polskich Nagrań? Z jakich przyczyn zrezygnował z kolejnej płytowej wersji „Requiem dla Van Gogha” i „Inicjałów”? Dlaczego „Puppets” (czyli „Marionetki”) z przejmującej, fascynująco brzmiącej pieśni przekształciły się na niemieckim krążku w dość mdłą i ckliwą piosenkę? Co uczyniono z „Com uczynił?”???
Gdzie tkwić może prawda:
-czy polski wydawca dawał Niemenowi nieograniczoną wolność muzycznej wypowiedzi (poza tekstami, rzecz jasna, bo był to czas mrocznej PRL z szalejącą cenzurą)?
-czy może CBS żądał wygładzonego i łatwiejszego do powszechnej akceptacji materiału rejestrowanego na swoich płytach?
-czy też muzycy obawiali się komercyjnej porażki, która i tak nastąpiła, bo wydane w RFN albumy rozeszły się w niewielkich nakładach?
-czy też, aby grać swoją muzykę – tę niezdefiniowaną, bo podświadomie zakorzenioną w genach, najlepiej czynić to w miejscach najbliższych sercu?
Przepraszam za objętość postu, ale to tylko część koniecznych w tym przypadku uwag.